Strona ta została opracowana na podstawie książki „Jeziorko – Miejsce Pamięci Narodowej“, która jest zapisem sześćdziesięcioletnich działań mających na celu ujawnienie prawdy o  zbrodniach popełnionych przez hitlerowskich okupantów na polanie jeziorkowskiego lasu, a także kroniką leśnego cmentarza omawiającą jego niełatwą ponad pięćdziesięcioletnia historię – od otwarcia w dniu 15 lipca 1945 roku, aż do czasu poświęcenia, po dokonanej, zgodnie z prawdą historyczną, renowacji, w dniu 14 czerwca roku 2007.


Spis treści


ZAMIAST WSTĘPU

STARCY

WIĘŹNIOWIE

ZAKŁADNICY MIASTA ŁOMŻY

W DRUGĄ ROCZNICĘ ZBRODNI

CMENTARZ NA LEŚNEJ POLANIE

SZKIC SYTUACYJNY

PRAWDA, KŁAMSTWA I FANTAZJE

KONIEC WIEŃCZY DZIEŁO

LEŚNA POLANA MIEJSCEM PAMIĘCI NARODOWEJ

SZKOŁA PODSTAWOWA W JEZIORKU –
OPIEKUNEM MIEJSCA PAMIĘCI NARODOWEJ


ZWIEDZAMY CMENTARZ NA LEŚNEJ POLANIE

ZAKOŃCZENIE

BIBLIOGRAFIA

FOTOGRAFIE

WIKIPEDIA




ZAMIAST WSTĘPU



Do II wojny światowej istniały wyłącznie wojenne cmentarze żołnierskie. W czasie wojny sytuacja, niestety, uległa zmianie. Wskutek eksterminacyjnej polityki okupantów, obok żołnierzy, śmierć ponosili także cywile. Przyczyny takiego obrotu sprawy należy doszukiwać się zapewne w tzw. nadzwyczajnej akcji pacyfikacyjnej.

Jak pisze Norman Davies, akcja pod kryptonimem Ausserordentliche Befriedungsaktion (akcja AB), czyli nadzwyczajna akcja pacyfikacyjna, zapewne miała swoje początki w hitlerowsko-sowieckim układzie z 28 września 1939 roku. Przewidywał on wspólne działanie wymierzone przeciwko tzw. polskim agitatorom. Mimo braku odpowiednich dokumentów wiadomo, że w marcu 1940 roku odbyło się w Krakowie spotkanie, w którym uczestniczyli oficerowie SS i NKWD. Tak czy inaczej, wkrótce potem NKWD rozstrzelało około 15 000 polskich oficerów pojmanych w strefie sowieckiej, a w strefie niemieckiej SS rozpoczęło Akcję AB. Jedynym celem było w obu przypadkach zniszczenie politycznej i intelektualnej elity kraju. SS nie zdołało jednak tym razem dorównać swoim sowieckim partnerom. Ale już na początku okupacji zastrzelono około 3 500 osób i wysłano liczne transporty do Dachau i Sachsenhausen. W samej Warszawie, w ciągu pierwszych kilku dni akcji trwającej od 30 marca, ujęto łącznie około 3 000 mężczyzn i kobiet, z których znaczną część następnie zapędzono do odległej o dwadzieścia pięć kilometrów wsi Palmiry na skraju Puszczy Kampinoskiej. Wśród rozstrzelanych znaleźli się literaci, naukowcy, duchowni, sportowcy, przywódcy polityczni i posłowie... (Dzisiaj w Palmirach jest zadbany, starannie pielęgnowany cmentarz polowy.)

Cmentarz w Palmirach to jeden z tych pierwszych, gdzie mordu dokonano na ludności cywilnej. Inne tego typu polskie cmentarze rozsiane są po całej Polsce. Licznych potajemnych egzekucji dokonywano w pierwszych miesiącach na Śląsku i Pomorzu (np. w lasach piaśnickich pod Wejherowem, gdzie stracono około 12 tysięcy osób). Później terenami szczególnego nasilenia egzekucji jawnych i potajemnych stały się m.in. okolice Warszawy, Lubelszczyzna, Nowosądecczyzna, ziemia zamojska, radomska i... łomżyńska.

15 lipca 1941 roku Adolf Hitler podpisał dekret, na mocy którego utworzony został „Sonderbezirk Bialystok“ obejmujący siedem Kreiskommissariatów (powiatów) – Białystok, Grodno, Sokółkę, Wołkowysk, Bielsk Podlaski, Łomżę i Grajewo. Okręg Białystok był istotnie okręgiem specjalnym (Sonderbezirk). Od tzw. Generalnego Gubernatorstwa, w którym Polacy cieszyli się pewnego rodzaju pseudowolnością, oddzielała go granica administracyjna. Taka sama granica istniała między okręgiem a Prusami Wschodnimi, co jednak nie przeszkodziło, aby szefem zarządu cywilnego mianowany został Gruppenführer S.A., gauleiter i nadprezydent Prus Wschodnich, osławiony Erich Koch. Podlegały mu władze Bezirk Bialystok i dlatego Polacy byli traktowani na tym terenie prawie jak niewolnicy - niewiele lepiej od skazanych na zagładę w pierwszej kolejności Żydów i Cyganów. Zamknięto wszystkie szkoły i wprowadzono obowiązek pracy nawet dla młodzieży. Ustalono głodowe racje żywnościowe wydawane na kartki. Okupant przejął wszystkie zakłady przemysłowe, firmy, a także większe sklepy. Nawet niewielkie wykroczenia, jak np. wypiek białego pieczywa, nadmierne zużycie energii elektrycznej, opóźnienie w dostawach obowiązkowego kontyngentu płodów rolnych itp., były zagrożone karą śmierci.

Z uprawnień tego dekretu władze hitlerowskie, zgodnie z założeniami akcji AB, już od początku okupacji skwapliwie korzystały. W końcu czerwca 1941 roku rozstrzelano na łomżyńskim cmentarzu pierwszych skazanych. Na przełomie czerwca i lipca tegoż roku rozpoczęło się rozstrzeliwanie mieszkańców Łomży w lesie giełczyńskim. Liczba rozstrzeliwanych pod byle pozorem rosła z dnia na dzień. Oprócz rozstrzeliwania pojedynczych osób, gestapo i żandarmeria dokonywały też jawnych jak i tajnych egzekucji masowych, obejmujących od kilkunastu do kilkuset nawet osób. Egzekucje te miały zastraszyć ludność miejscową i zniechęcić do współpracy z ruchem oporu. Ale były też realizacją hitlerowskiej polityki eksterminacyjnej, której celem, oprócz całkowitej zagłady Żydów i Cyganów, była także likwidacja jak największej liczby ludności polskiej.

Według Rejestru Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce na ziemi łomżyńskiej (za którą przyjęto obszar ówczesnego województwa łomżyńskiego) hitlerowcy w roku 1939 i latach 1941-1945 dokonali około 988 aktów zbrodni w 486 miejscach.
Zginęło w nich łącznie około 36 790 mieszkańców:
24 955 Żydów
11 683 Polaków
     152 Cyganów

Władze Polskiego Państwa Podziemnego starały się rejestrować zbrodnie okupanta. Okręgowe i powiatowe Delegatury Rządu na Kraj zbierały wszelkie informacje o ofiarach egzekucji, a listy zbiorcze straconych przekazywane były do Londynu. To dzięki nim, obok zeznań świadków i zebranych tuż po zakończeniu wojny ankiet sądowych, mamy w wielu przypadkach wiarygodne listy ofiar egzekucji, szczególnie tych popełnianych potajemnie.

O zbrodniach hitlerowskich na ziemi łomżyńskiej pisano wiele. Ukazywały się okolicznościowe artykuły w prasie lokalnej, wydawano broszurki omawiające niektóre zbrodnie popełnione przez okupantów hitlerowskich w podłomżyńskich wsiach. Zajmował się tą tematyką m.in. prokurator Waldemar Monkiewicz – wieloletni dyrektor Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku. O zbrodniach hitlerowskich w Łomżyńskiem pisał profesor Adam Dobroński. Tragedie mieszkańców Łomży, szczególnie tragedie z lasu giełczyńskiego, opisywał łomżyński badacz historii współczesnej – Zdzisław Sędziak.

Jednak kompleksową historię masowych zbrodni hitlerowskich na ziemi łomżyńskiej opracował Jerzy Smurzyński.


Mapka woj. łomżyńskiego podaje miejsca masowych egzekucji dokonanych na ziemi łomżyńskiej (obszar dawnego województwa łomżyńskiego). Położone na tym terenie lasy kryją liczne mogiły ofiar egzekucji popełnionych przez hitlerowskich okupantów.

Są wśród nich: las Łysa Góra koło wsi Zawady – 58 ofiar, las między Małym Płockiem i Mściwujami - 33 ofiary i jedno z największych, obok Giełczyna, miejsc kaźni - las Kosówka, gdzie mordowano mieszkańców Grajewa. Łącznie w latach 1941-1945 zginęło w Kosówce 206 znanych z imienia i nazwiska osób i bliżej nieokreślona liczba bezimiennych ofiar.

Istnieją także cmentarze kryjące zwłoki ofiar masowych egzekucji, ale dokonanych na mieszkańcach jednej konkretnej wsi. Największe z nich to: Jabłoń Dobki - 93 ofiary, w tym 15 całych wielopokoleniowych rodzin i Krasowo Częstki - 257 ofiar z 47 rodzin.

Łącznie na ziemi łomżyńskiej w latach 1941-1945 hitlerowcy dokonali 57 zbiorowych egzekucji w 40 miejscowościach. Zginęło w nich ponad 14 980 osób, w tym wiele dzieci (nawet niemowląt) i starców. Spośród tych osób 1 499 znanych jest z imienia i nazwiska, ale tylko 952 są zweryfikowane, a więc istnieje całkowita pewność co do tego, kiedy i gdzie zginęły. Szczegółowe informacje o masowych zbrodniach hitlerowskich popełnionych na ziemi łomżyńskiej wraz z dokumentacją źródłową znajdują się w pracy Jerzego Smurzyńskiego Masowe zbrodnie hitlerowskie popełnione w 1939 roku i latach 1941-1945 na ziemi łomżyńskiej, która została złożona w 1995 roku w  IPN w Warszawie oraz w  jego książce pt. Czarne lata na łomżyńskiej ziemi wydanej w 1997 roku przez Zarząd Główny Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej.

Aby dokładniej udokumentować losy zweryfikowanych ofiar masowych egzekucji hitlerowskich dokonanych na ziemi łomżyńskiej, Jerzy Smurzyński w 2007 roku opracował i złożył w Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie ułożoną w kolejności alfabetycznej imienną listę ofiar masowych zbrodni popełnionych na ziemi łomżyńskiej. Obok każdej z ofiar umieścił, w miarę możliwości, następujące informacje: nazwisko, imię, datę urodzenia lub wiek, informacje dodatkowe (ostatnie miejsce zamieszkania, powiązania rodzinne - były bowiem przypadki, że w egzekucji ginęły całe rodziny, zawód itp.), podstawę umieszczenia na liście (sygnaturę dokumentu), miejscowość i datę egzekucji. Identyfikacja ofiar oparta została na wiarygodnych materiałach źródłowych, będących załącznikami wspomnianej wyżej pracy przekazanej do biblioteki IPN w Warszawie za potwierdzeniem Nr AR/411/33/95 z dnia 18 stycznia 1996 roku.

Część tej listy, obejmująca ofiary zbrodni dokonanych na terenie obecnego powiatu łomżyńskiego, została umieszczona w Internecie na stronie powiatu łomżyńskiego – wraz z informacją o masowych zbrodniach dokonanych w latach 1941-1944 w czterech okalających miasto lasach koło wsi: Giełczyn, Pniewo, Sławiec i Jeziorko.

Największym i najdłużej wykorzystywanym miejscem egzekucji był las giełczyński (teren przedwojennego poligonu wojskowego). Pierwsze egzekucje miały tam miejsce już w drugiej połowie 1941 roku, a ostatnie – latem 1944. Żydzi - ofiary masowych egzekucji – chowani byli w specjalnie wykopanych dołach, lecz inni zamordowani przez gestapo i łomżyńską żandarmerię grzebani byli w najróżniejszych miejscach: zagłębieniach terenu, starych okopach, a nawet starych studniach.

Odstępujący w 1944 roku Niemcy spalili większość zwłok. Pozostało tylko 146 niezidentyfikowanych ofiar, które w 1958 roku Polski Czerwony Krzyż ekshumował i pochował na nieistniejącym już dzisiaj wojskowym cmentarzu w Łomży. W lesie giełczyńskim ustawiono później trzy pomniki (w trzech głównych miejscach dokonywania egzekucji) i pamiątkowy głaz ufundowany w 1973 roku przez Żydów – łomżyniaków z Izraela. Według dostępnej i zachowanej szczątkowej dokumentacji w Giełczynie poniosło prawdopodobnie śmierć około 12 tysięcy ofiar – 7 tysięcy Żydów i 5 tysięcy Polaków.

Niedaleko Giełczyna, również na obrzeżu lasów Czerwonego Boru, leży wieś Pniewo. W jej pobliżu hitlerowcy dokonali w 1942 roku egzekucji kilkuset niezidentyfikowanych osób – najprawdopodobniej więźniów z łomżyńskiego więzienia, a 18 września1943 roku – 30 osób spośród łomżyńskiej inteligencji. W 1945 roku ciała 12 mieszkańców Łomży rozpoznały rodziny i pochowały je na łomżyńskim cmentarzu. Reszta ofiar pozostała na zawsze w leśnym grobie. Dzisiaj na ogrodzonej mogile stoi krzyż i leży pamiątkowa tablica z nazwiskami ekshumowanych ofiar. Z dużym prawdopodobieństwem można twierdzić, że w lesie koło Pniewa poniosło śmierć około 400 osób.

Trzecim miejscem masowej egzekucji był skraj dziś już nieistniejącego lasu koło wsi Sławiec, przy szosie Łomża – Ostrołęka. Tutaj w dniu 23 lipca 1943 roku stracono w masowej egzekucji około 300 więźniów z łomżyńskiego więzienia. W 1945 roku rozpoznano i ekshumowano 33 mieszkańców Zambrowa i 6 mieszkańców Wysokiego Mazowieckiego. Wszystkich ich pochowano na miejscowych cmentarzach. Reszta ofiar, podobnie jak w Pniewie, pozostała w miejscu kaźni. Obecnie w polu, pod dwoma charakterystycznymi świerkami, znajduje się ogrodzona zbiorowa mogiła z krzyżem i pamiątkowym głazem.

Czwarte miejsce to las koło Jeziorka. Wieś Jeziorko położona jest przy szosie 669 Łomża-Jedwabne, 7 km od Łomży. Cmentarz na polanie jeziorkowskiego lasu, kryjący w trzech mogiłach prochy spalonych przez hitlerowców ofiar, należy do tych nielicznych miejsc, które mają prawie całkowicie udokumentowaną swoją historię. I ta właśnie historia jest m.in. tematem niniejszego opracowania.


STARCY



W okresie międzywojennym starostwo powiatowe łomżyńskie zorganizowało i prowadziło we wsi Pieńki Borowe pod Jedwabnem dom opieki, zwany wówczas domem starców. W chwili wkroczenia na te tereny w 1941 roku Niemców w domu mieszkało kilkadziesiąt osób w wieku 60 – 70 lat i kilka osób personelu (kucharki, sprzątaczki, dozorca i inni). Władze okupacyjne nie zapewniały pensjonariuszom nawet podstawowych warunków socjalnych. Kierownictwo domu musiało we własnym zakresie troszczyć się o wyżywienie podopiecznych, opał itp., prosząc o pomoc okolicznych rolników oraz prowadząc własne przydomowe gospodarstwo (hodowano drób i świnie).

Wiosną 1942 roku starcy zwrócili się do niemieckich władz administracyjnych z prośbą o poprawę warunków ich bytowania. Nie byli zatem zdziwieni, kiedy w lipcu tegoż roku około godz. 4 - 5 rano przybyli do Pieńk żandarmi, którzy otwierającemu im drzwi kierownikowi domu Władysławowi Sekmistrzowi zakomunikowali, że przewożą jego podopiecznych do Augustowa, gdzie będą połączeni z innymi starcami z terenu okręgu białostockiego. Jednak postępowanie „opiekunów“ mogło budzić pewne podejrzenia. Żandarmi z bronią gotową do strzału otoczyli dom i krzykami oraz poszturchiwaniami zmuszali pensjonariuszy do wychodzenia na podwórze. Tam czekały już samochody ciężarowe oraz kilkanaście furmanek, które żandarmi przyprowadzili nie tylko z Pieńk Borowych, ale także z okolicznych wsi. Na furmanki te zostały załadowane wszystkie rzeczy znajdujące się w domu: ruchomości i przedmioty osobistego użytku posiadane przez starców. Załadowano także dwa tuczniki z przydomowej hodowli.

Furmanki, eskortowane przez żandarmów, odjechały w kierunku Jedwabnego. Pensjonariuszy załadowano na samochody ciężarowe, które jednak nie ruszyły w ślad za furmankami, ale w stronę wsi Dobrzyjałowo. Pozostałemu na placu personelowi domu kazano zgłosić się następnego dnia do pracy w miejscowym majątku rolnym. Tak został zlikwidowany dom opieki w Pieńkach Borowych.

Samochody ze starcami, mijając Dobrzyjałowo i sąsiednią Motykę, skierowały się do pobliskiego lasu jeziorkowskiego. Las ten należał do majątku Jeziorko, stanowiącego od kilkudziesięciu lat własność rodziny Szyrmerów. Po okresie okupacji sowieckiej właściciel powrócił do swego majątku i objął w posiadanie także las. Opiekę nad nim powierzył gajowemu - Teodorowi Brzozowskiemu.

Obowiązkiem gajowego był codzienny poranny obchód lasu. Pewnego lipcowego poranka 1942 roku Teodor Brzozowski, idąc szosą Łomża - Jedwabne, usłyszał dochodzące z lewej strony strzały i szczekanie psów. Zaintrygowany zboczył do lasu i na polanie odległej około 300 metrów od szosy zobaczył kilkudziesięciu uzbrojonych żandarmów z pistoletami w ręku. Otaczali głęboki dół, który pozostał jako schronienie przed nalotami po wojskach sowieckich. Żandarmi byli tak zaabsorbowani tym, co się działo w dole (jeden z nich oddał w tym czasie w kierunku dołu trzy pojedyncze strzały), że nie zauważyli zbliżającego się gajowego. Ten, nie wiedząc, co ze sobą w tej sytuacji zrobić, zawołał głośno: Czy mogę podejść bliżej? Po tych słowach Niemcy zwrócili głowy w jego stronę, a jeden odszedł od grupy i gestem ręki nakazał pytającemu odejść w przeciwnym kierunku, co ten skwapliwie uczynił. Chcąc jednak zbadać, co Niemcy robili na polanie, wracając z obchodu około godziny jedenastej, przybył w to samo miejsce. Dół był lekko przysypany ziemią. Gajowy, odgarniając ją ręką, stwierdził, że w dole leżą świeże trupy ludzi. Tego samego dnia rozeszła się wiadomość, że Niemcy w  lesie rozstrzelali starców przywiezionych z Pieńk Borowych.

Nie znający jeszcze zbrodniczej działalności hitlerowskich okupantów mieszkańcy Jeziorka nie mogli uwierzyć w tak potworną zbrodnię popełnioną na starych, niedołężnych ludziach. Nie chciała też w to uwierzyć pensjonariuszka o nazwisku Łopuszyńska, która w dniu likwidacji domu była w odwiedzinach u rodziny. Wróciła do Pieńk następnego dnia. Mimo informacji przekazanej jej przez pracownicę domu, że wszyscy pensjonariusze zostali zgładzeni, zgłosiła się na posterunek żandarmerii w Jeziorku z prośbą o przewiezienie jej tam, gdzie przewieziono wszystkich mieszkańców domu. Trzej żandarmi: Hanke, Freier i Schouter uczynili zadość jej prośbie - zawieźli ją do lasu i zastrzelili w tym samym miejscu, gdzie leżeli jej współmieszkańcy.

Nie zachowały się żadne dokumenty domu, dlatego też nie można było ustalić dokładnej listy ofiar tej masakry. Po wojnie, opierając się na zeznaniach świadków, stwierdzono, że w lesie jeziorkowskim zginęło co najmniej 60 pensjonariuszy domu starców w Pieńkach Borowych. Spośród nich świadkowie (personel domu) zapamiętali tylko kilkanaście osób. Byli to:

                  1. Aniołkowska
                  2. Bączkowski
                  3. Jankiewicz - lat ok. 70
                  4. Kamiński - lat ok. 70
                  5. Kuczyńska Zofia - lat ok. 60
                  6. Lipińska Zofia - lat ok. 60
                  7. Łapińska
                  8. Łopuszyńska (lub Łopuszańska) – lat ok. 70
                  9. Mankiewicz - lat ok. 70
                10. Mankiewiczowa
                11. Matuszewski
                12. Sadowski - lat ok. 70
                13. Załęcka

                 Pozostali to ofiary bezimienne.


WIĘŹNIOWIE



Wiosną 1943 roku mieszkańcy Jeziorka, sprowadzeni przez miejscowych żandarmów, wykopali na polanie nieopodal grobu starców dwa duże i głębokie doły. W nocy z 29 na 30 czerwca tegoż roku żandarmi nad jednym z nich rozstrzelali kilkudziesięciu więźniów z łomżyńskiego więzienia. Okoliczna ludność natychmiast dowiedziała się o zbrodni. Nikt jednak nie znał personaliów ofiar.

Przez prawie 50 lat wydawało się, że mogiła już zawsze będzie kryła nieznaną liczbę bezimiennych ofiar. Dopiero w 1994 roku Jerzy Smurzyński odnalazł w Archiwum Akt Nowych w Warszawie, w przesłanej do Londynu przez Delegata Rządu na Kraj korespondencji, listę więźniów z łomżyńskiego więzienia, straconych w nocy z 29 na 30 czerwca w lesie koło Jeziorka. Lista ta była sporządzona i wysłana do Londynu już we wrześniu 1943 roku. Jednak cała dokumentacja Delegatury Rządu została po wojnie przejęta przez ówczesne władze państwowe i przekazana do archiwum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, dlatego też była niedostępna dla osób postronnych. Dopiero po rozwiązaniu PZPR materiały przekazano do Archiwum Akt Nowych, gdzie już mieli do nich dostęp badacze zajmujący się historią okupacji hitlerowskiej.

Na podstawie odnalezionej listy ustalono, że w nocy z 29 na 30 czerwca 1943 roku na polanie jeziorkowskiego lasu ponieśli śmierć:

                Arkuszewska Maria
                Bagiński Józef
                Bielak Jerzy
                Budziszewski Czesław
                Czołomiej Antoni
                Dmochowski Władysław
                Godlewski Stanisław
                Godlewski Władysław
                Golalowski Jan
                Golarski Antoni
                Grosman Adolf
                Gumiężny Jan
                Heichenbach Antoni
                Hykach Hieronim
                Ignatowicz Józef
                Ignatowicz Zofia
                Kocorowski Piotr
                Kozłowski Tomasz
                Krawczyk Stanisław
                Michalik Marcin
                Modzelewska Stanisława
                Mroczkowski Edward
                Mystkowska Marcela
                Najda Wincenty
                Niedzielski Jan
                Pacuszka Stanisław
                Pieczyński Bolesław
                Piszyńska Zofia
                Plachciński Kazimierz
                Plackowski Stefan
                Plicki Józef
                Plotczyk Wacław
                Różański Władysław
                Ritel Józef
                Sowiński Edward
                Staniaszek Józef
                Steć Józef
                Stękowski Jan
                Stokowski Aleksander
                Stokowski Teodor
                Studzińska Zofia
                Sutkowski Józef
                Szarnacki Stanisław
                Tomczuk Stanisław
                Trąbka Ludwik
                Trąbka Stefan
                Trochimiak Józef
                Uściński Józef
                Walczuk Stanisław
                Wiszniewska Ewa
                Wiszniewska Helena
                Wiszniewski Franciszek
                Wiszniewski Józef
                Wiszniewski Mieczysław
                Wiszniewski Stanisław
                Wojłkowski Antoni
                Zakrzewski Kazimierz
                Zakrzewski Stanisław
                Zakrzewski Władysław
                Zalewski Aleksander
                Zaręba Jan
                Zubert Piotr

Starania o pozyskanie bliższych informacji dotyczących straconych przyniosły bardzo mizerny rezultat.

Na podstawie dokumentów znajdujących się w Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w  Polsce stwierdzono, że Jerzy Bielak pochodził prawdopodobnie z Warszawy.

Na podstawie danych z USC w Łomży stwierdzono, że:
Jan Gumiężny, syn Karola i Scholastyki, był urodzony 19 X 1889 r. w Leśniewie i ostatnio mieszkał w miejscowości Szulborze-Koty;
Józef Steć, syn Łukasza i Aleksandry z d. Emilata, urodził się 1 XII 1891 r. w Kiełpińcu i ostatnio mieszkał w Nurze.

Tak to w 1994 roku, po prawie pięćdziesięciu latach, odkryta została tajemnica mogiły więźniów politycznych z jeziorkowskiego lasu.



ZAKŁADNICY MIASTA ŁOMŻY



Wczesnym rankiem 15 lipca 1943 roku, we czwartek, Łomżę zelektryzowała wiadomość: Od świtu Niemcy aresztują całe rodziny i prowadzą do więzienia. Aresztują wszystkich –  dorosłych, dzieci i starców. Wiadomość była tym bardziej zaskakująca, że do tej pory nigdy nie aresztowano tak masowo i to całych rodzin.
Wszystkie aresztowania przebiegały według jednego schematu: Żandarmi po wejściu do mieszkania pobieżnie sprawdzali tożsamość znajdujących się tam osób i podczas szybkiej rewizji poszukiwali pieniędzy, biżuterii i cenniejszych drobiazgów, które chowali do kieszeni. (Był to prawdopodobnie ich „prywatny zysk“.) Następnie wszystkim, których zastali w mieszkaniu, kazali ubierać się, zamknąć mieszkanie, a klucze chowali do kieszeni. Potwierdzają to zeznania i wspomnienia niektórych pozostałych przy życiu świadków tamtych wydarzeń:

Michalina KiełczewskaU adwokata Komornickiego pracowałam w charakterze pomocy domowej przez dłuższy czas przed wojną. Pracowałam u nich również w czasie okupacji. 15 lipca 1943 roku o godzinie piątej rano wtargnęło do mieszkania trzech wojskowych Niemców, którzy stwierdziwszy, że trafili do rodziny Komornickich, krzycząc, wezwali ich i mnie do ubierania się i udania się z nimi. Zaprowadzeni zostaliśmy do więzienia w Łomży, gdzie do godziny siódmej staliśmy na korytarzu, dokąd doprowadzali jeszcze inne rodziny polskie. Po godzinie siódmej każda rodzina była wzywana na górę na przesłuchanie. Niemiec kazał nam oddać wszystkie przedmioty, jakie mieliśmy. Po tym sprawdzał dane personalne każdego z nas. Zapytał mnie, kim jestem dla rodziny Komornickich. Odpowiedziałam, że jestem krewną. Niemiec przyprowadził jednak jakiegoś drugiego Niemca, który przyniósł listę z czarnymi obwódkami, mówiąc: „Komornicki“. Po tym odesłali mnie do komórki, a rodzina Komornickich została odesłana na dolny korytarz. Piętnaście minut po dziesiątej zostałam wypuszczona z więzienia.....

Bronisława Szczecińska – Podczas okupacji hitlerowskiej mieszkałam cały czas przy ul. Nowogrodzkiej. Miałam córkę, Irenę Hojak, która zamieszkiwała w Łomży przy tej samej ulicy. Była mężatką. Jej mąż nazywał się Kazimierz Hojak. Mieli dziecko, synka, nazywał się Wiesław. W dniu 15 lipca 1943 roku o godzinie piątej rano Hojakowie zostali zabrani przez żandarmów niemieckich. Było ich trzech. Przyszli pieszo. Sąsiadka powiadomiła mnie o tym. Udałam się tam niezwłocznie. Chciałam przynajmniej zabrać dziecko, ale żandarmi nie pozwolili na to. Widziałam, jak żandarmi prowadzili moją córkę i zięcia do więzienia w Łomży. Dziecko szło razem z nimi...


Piotr ChrzanowskiPodczas okupacji hitlerowskiej zamieszkiwałem w Łomży. W tym samym mieszkaniu zamieszkiwał również mój brat, Czesław Chrzanowski, liczył on lat 30, był z zawodu rolnikiem. Miałem siostrę Leokadię Chrzanowską, lat 18, zamieszkującą razem ze mną i bratem. Pamiętam dokładnie, że brat i siostra zostali zabrani z domu w dniu 15 lipca 1943 roku ok. godziny piątej rano. Mnie w tym czasie w domu nie było, byłem u swojego kolegi. Około godziny szóstej rano dowiedziałem się, że brat i siostra zostali zabrani przez funkcjonariuszy władz okupacyjnych. Wiadomość o zabraniu brata i siostry uzyskałem w momencie, gdy wracałem do swojego mieszkania. Napotkani ludzie ostrzegli mnie, abym nie wracał do domu. Po kilku godzinach udałem się do mieszkania i widziałem, że drzwi jednego pokoju były zamknięte i opieczętowane. Z mieszkania zginęły bardziej wartościowe przedmioty. Były to ubrania, pościel, skrzypce, narty itp. Domyśliłem się, że rzeczy te zostały przeniesione do zamkniętego i opieczętowanego pokoju. Udałem się do kolegi i tam już pozostałem...

Jerzy Smurzyński15 lipca 1943 roku wyszedłem z domu na lekcję tajnego gimnazjum kilkanaście minut przed godziną siódmą. Lekcja została odwołana z powodu trwających w mieście aresztowań. Wracającego do domu spotkała mnie przy ul. Polowej moja kuzynka, która mieszkała w sąsiednim domu. Od niej dowiedziałem się, że około godziny siódmej do naszego domu przyszło dwóch żandarmów i po krótkim pobycie w mieszkaniu wyprowadzili moich rodziców. Mama zamknęła drzwi na klucze, które oddała swojej mieszkającej obok siostrze ze słowami: „Pytali o Jurka“. Jeden z żandarmów nie pozwolił rozmawiać, zabrał klucze i schował do kieszeni. Żandarmi poprowadzili moich rodziców w kierunku więzienia. W tej sytuacji nie wróciłem już do domu i polami przeszedłem na Piaski do pp. Paliwodów. W ten sposób uniknąłem aresztowania...

Takich zeznań i wspomnień zgromadzonych w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce jest więcej. Jednak najcenniejsze jest wspomnienie pani Lucyny Kucharskiej, która jako jedyna, wraz z mężem i dzieckiem, mimo aresztowania, przeżyła dzień 15 lipca 1943 roku i była świadkiem zdarzeń, jakie miały miejsce w łomżyńskim więzieniu:

15 lipca 1943 roku ok. godziny piątej rano poczułam przez sen, że coś bardzo zimnego dotyka mojego czoła. Otworzyłam oczy i ujrzałam niemieckiego żandarma w hełmie, który trącał mnie w skroń lufą karabinu. Widząc, że otworzyłam oczy, zapytał: „Frau Kucharski?“ Potwierdziłam. Spytał jeszcze, czy śpiący obok to mój mąż i syn. Potwierdziłam również. Wówczas żandarm polecił obudzić ich, a następnie ubrać się i przygotować do wyjścia.

Okazało się, że pierwsza usłyszała stukanie siostra męża i to ona otworzyła, nic nie przeczuwając, drzwi żandarmom. Było ich dwóch. Podczas kiedy my wszyscy (tj. ja, mój mąż, jego siostra, moja siostra i wychowanka) przygotowywaliśmy się do wyjścia, żandarmi przeprowadzali rewizję, poszukując złota i cenniejszych drobiazgów. Ponieważ złota nie posiadaliśmy, zadowolili się niewielką sumą pieniędzy. Przygotowując wózek naszego syna - miał wówczas siedem miesięcy - wsunęłam pod poduszeczkę bochenek chleba i trochę innego jedzenia. Następnie żandarmi wyprowadzili nas z mieszkania i drzwi zamknęli na klucze, które schowali do kieszeni. Do więzienia szliśmy piechotą. Na ulicy zobaczyliśmy, że inny patrol prowadzi całą zaprzyjaźnioną z nami rodzinę pp. Komornickich. Nie pozwolili nam jednak odezwać się do nich. Z przeciwnej strony żandarmi prowadzili również znanych mężowi pp. Lubowickich.

W bramie więziennej po prawej i lewej stronie prowadziły schodki do pomieszczeń przypominających korytarz lub coś w rodzaju poczekalni. Do takiej poczekalni po prawej stronie wprowadzono kolejno pp. Lubowickich, Komornickich i Smurzyńskich. My, w oczekiwaniu na naszą kolej, siedzieliśmy po lewej stronie wraz z ks. Szulcem. Trzymał w ręku książeczkę. Kiedy zapytałam go, czy to jest książeczka do nabożeństwa, odpowiedział: „Nie. To są moje wiersze.“ Coś chciał jeszcze mówić, ale nakazano nam milczeć. Zwróciłam uwagę, że na rękach miał czarne, jakieś ażurowe rękawiczki. Może miał chore ręce, bo zimno nie było. Był bardzo zdenerwowany i osłabiony po chorobie.

Z poczekalni zatrzymani byli kolejno wzywani do kancelarii, gdzie ustalano tożsamość i zatrzymywano dokumenty osobiste. Mnie nie rewidowano, ale czy inni nie byli rewidowani – nie wiem. Wówczas też oddzielono od nas siostrę męża i naszą wychowankę, które zostały wkrótce wypuszczone... Po przesłuchaniu aresztowani byli kierowani do dużego pomieszczenia o kamiennej, wysłanej słomą podłodze, przypominającego dużą, kilkusetmetrową stajnię. Tam wzdłuż ścian lokowano nas całymi rodzinami. Na sali tej siedzieli po naszej lewej stronie pp. Lubowiccy, a nieco dalej, po tej samej stronie – pp. Smurzyńscy. Wszyscy zebrani zachowywali się spokojnie, sprawiali wrażenie zaskoczonych i zrezygnowanych, ale nie przerażonych. Tylko pani Komornicka, będąca wówczas w ciąży, cicho płakała.

W chwilę po wprowadzeniu ostatniego aresztowanego do sali wszedł z pejczem w ręku wyższy oficer w asyście żandarmów z psem. Poczynając od lewej strony przystawał, pytał o nazwisko i po usłyszeniu odpowiedzi wydawał krótki rozkaz: „Rauss!“ Wskazani wstawali i spokojnie opuszczali pomieszczenie. Była cisza, jedynie pies czasami poszczekiwał, ale nikogo nie atakował. Po usłyszeniu naszego nazwiska oficer kazał nam pozostać na miejscu. W ten sposób po krótkim czasie na tej wielkiej sali pozostałam tylko ja, mój mąż, nasz syn i moja siostra. Po chwili przeprowadzono nas do niewielkiej celi tak wąskiej, że z trudem między ścianą a pryczą mieścił się wózek z dzieckiem. Byliśmy zupełnie zdezorientowani. Przypuszczaliśmy, że tamtych wszystkich zwolniono, a nas w jakimś celu zatrzymano w więzieniu...


Podobnie jak pani Kucharska za murami więzienia, pozostali na wolności mieszkańcy Łomży zastanawiali się nad celem aresztowania. O co chodzi? Może aresztowani będą zakładnikami? Może wywiozą ich do obozu? Natychmiast też podjęto działania mające na celu ewentualne wypuszczenie na wolność przynajmniej niektórych aresztowanych. Do łomżyńskiego gestapo poszedł, doskonale władający językiem niemieckim, siedemdziesięcioletni Kazimierz Barański, prosząc o wypuszczenie aresztowanej córki i jej męża – państwa Kordaszewskich. Rezultat -  nie zwolniono aresztowanych, a interweniującego ojca dołączono do zatrzymanych w łomżyńskim więzieniu. Jak wspomina pani Helena Połończyk (wówczas panna Karwowska) pracująca w firmie „Walter Mehl – Eisenwaren und Baustoffe“, kiedy dowiedziała się o aresztowaniu przyjaciółki - Janiny Figurskiej, którą zabrano wraz z rodzicami, zwróciła się w imieniu własnym i koleżanek do szefa - Niemca z prośbą o interwencję i spowodowanie zwolnienia cenionej pracowniczki - kasjerki. Niemiec usłuchał prośby swoich pracownic. Po godzinie wrócił z więzienia i rzucił na biurko Janki klucze od kasy. Nic nie mówiąc, opuścił biuro. Wtedy koleżanki zrozumiały, że Janka już nie wróci. (A tylko przypadek sprawił, że zginęła. Poprzedniego dnia aż do wieczora była u p. Heleny, która proponowała jej nocleg u siebie. Gdyby posłuchała, nie byłoby jej w chwili aresztowania w domu i ocalałaby jak kilka innych osób).

Wskutek interwencji przedstawiciela „Auffanggesellschaft für Kriegsteilnehmerbetriebe des Handels im Gau Ostpreussen“ o zwolnienie tamtejszego pracownika - Mariana Smurzyńskiego aresztowanego wraz z żoną, a posiadającego księgi kasowe i klucze od sklepu przy pl. Kościuszki, żandarm przywiózł z więzienia i wręczył niemieckiej kierowniczce teczkę z dokumentami i klucze.

Wszystkie te zabiegi trwały zaledwie dwie godziny. W tym czasie przed więzieniem zebrało się kilka osób z dalszych rodzin aresztowanych. Czekali i liczyli, że być może Niemcy zwolnią aresztowanych, a przynajmniej starców i dzieci.

Około godziny jedenastej rano z bramy więzienia wyjechał samochód z uzbrojonymi żandarmami i karabinem maszynowym na dachu szoferki, za nim zakryta plandeką ciężarówka i na końcu jeszcze jeden samochód z żandarmami. W szczelinach plandeki zebrani przed więzieniem dostrzegli niektórych aresztowanych. Konwój skierował się w stronę Piątnicy, co nasunęło przypuszczenie, że aresztowanych wywożą do Prus Wschodnich. Niestety. Rozplakatowane wkrótce na ulicach Łomży ogłoszenie rozwiało wszelkie nadzieje:



O g ł o s z e n i e

Ostatnio mnożą się w Okręgu Białostockim napady bandyckie na Niemców z Rzeszy i ludność miejscową.
1. Dnia 6 VII 1943 r. na szosie Wołkowysk – Piaski został zastrzelony powiatowy Radca Medycyny dr Mashur z Wołkowyska oraz jego szofer n a r o d o w o ś c i   p o l s k i e j.
2. Dnia 7 VII 1943 r. nieznani sprawcy zastrzelili w Białymstoku Niemca z Rzeszy Hugo Berga podczas pełnienia służby strażniczej.
3. Dnia 8 VII 1943 r. nieznani dotąd sprawcy zastrzelili w Białymstoku P o l k ę Stefanię Koch.
4. Dnia 7 VII 1943 r. w czasie pościgu za bandytami został przez tych ostatnich ciężko zraniony Amtskommissarz Wasilkowa, powiatu białostockiego. Na skutek odniesionych ran Amtskommissarz zmarł.
5. Dnia 11 VII 1943 r. w pobliżu Dąbrówki, powiat Łomża, zostali podstępnie zastrzeleni przez bandytów: 5 wojskowych, 3 żandarmów i 1 woźnica  n a r o d o w o ś c i   p o l s k i e j, oraz ciężko zranieni jeszcze jeden wojskowy, jak również 1 policjant spośród ludności miejscowej.

W odwet za powyższe i dla osiągnięcia spokoju w Okręgu Białostockim zostały przeprowadzone następujące środki zaradcze:
Do 1. Spalono podejrzaną o bandytyzm wieś Szaulicze powiatu wołkowyskiego.
Do 2. Rozstrzelano 50 aresztowanych spośród ludności miejscowej miasta Białegostoku, co do których stwierdzono, że byli oni stronnikami lub uczestnikami polskiego ruchu stawiania oporu.
Do 3. Rozstrzelano 25 aresztowanych spośród ludności miejscowej miasta Białegostoku, co do których stwierdzono, że byli oni stronnikami lub uczestnikami polskiego ruchu stawiania oporu.
Do 4. Rozstrzelano 50 podejrzanych o bandytyzm lub uczestnictwo w polskim ruchu stawiania oporu mieszkańców wsi Wasilków.
Do 5. 1.000 osób z powiatu łomżyńskiego podejrzanych o bandytyzm względnie przynależność do ruchu stawiania oporu zostało rozstrzelanych, ich mienie uległo konfiskacie, a domy zostały zniszczone.

Ponadto we wszystkich miastach powiatowych aresztowano i rozstrzelano po 19 osób ze środowiska lekarzy, adwokatów, urzędników miejskich i nauczycielstwa wraz z ich rodzinami, ponieważ byli oni stronnikami bądź też uczestnikami polskiego ruchu stawiania oporu. Mienie rozstrzelanych skonfiskowano.

Z całą powagą zwraca się uwagę ludności na to, że władze niemieckie będą w każdym razie ochraniały lubiącą spokój i gotową do współpracy część ludności miejscowej, a natomiast bezwzględnie występowały przeciwko sprawcom niepokoju, stronnikom polskiego ruchu stawiania oporu i członkom band.

Dalsze napady na Niemców z Rzeszy i ludność miejscową pociągną za sobą jeszcze bardziej ostre środki, szczególnie przeciwko warstwie ideowych przywódców ruchu stawiania oporu. We własnym interesie ludności miejscowej leży, by uczynić wszystko w celu unieszkodliwienia tego rodzaju przestępców lub przeszkodzenia im w wykonywaniu zbrodni.

Dowódca
Policji Bezpieczeństwa i SD
na Okręg Białostocki


Białystok, dnia 15 lipca 1943 roku
 



A więc była to typowa egzekucja dokonana, jak się o tym opinia publiczna dowiedziała już po wojnie (władze Państwa Podziemnego znały te fakty już w czasie ich zaistnienia), przez specjalnie powołaną przez Ericha Kocha grupę operacyjną nazwaną od nazwiska dowódcy - grupą Müllera. W jej skład wchodził białoruski batalion pomocniczy, oddział litewski w mundurach niemieckich, a także żandarmeria i gestapo z terenu działania. Grupa ta pacyfikowała w ciągu lipca 1943 roku szlak od Grodna poprzez Białystok i Grajewo, po Łomżę i Zambrów oraz miejscowości po obu stronach szosy Łomża - Białystok. To członkowie tej właśnie grupy przybyli do Łomży w nocy z 14 na 15 lipca 1943 roku i przy pomocy miejscowych żandarmów i gestapowców dokonali aresztowań, a później egzekucji.

Egzekucja została przeprowadzona 15 lipca 1943 roku około południa. Konwój, który widziano wyjeżdżający z bramy łomżyńskiego więzienia, szybko dotarł na polanę lasu jeziorkowskiego, gdzie czekał już drugi z wykopanych wcześniej dołów. Istnieje kilka wersji opisu samej egzekucji, z których najbardziej prawdopodobna jest taka, że skazanych ustawiano nad krawędzią dołu i seriami z broni maszynowej pozbawiano życia. Zabitych sami oprawcy zasypywali cienką warstwą ziemi.

W ciągu kilku dni po egzekucji mieszkania zamordowanych w Jeziorku zlikwidowano, przewożąc wszystkie ruchomości do zamienionego na magazyn Liceum im. T. Kościuszki. Klucze od opróżnionych mieszkań przekazano innym lokatorom.

Następnego dnia po egzekucji do lasu jeziorkowskiego udała się pani Szczecińska. Znalazła tam mogiłę w postaci świeżo kopanego dołu. Chciała odgrzebać zwłoki, ale nie zrobiła tego, ponieważ okoliczni mieszkańcy ostrzegli ją o możliwości pojawienia się w tym miejscu Niemców.

W dwa miesiące po egzekucji udała się do lasu pani Zofia Matejkowska, która chciała odnaleźć ciała straconych tam braci - Józefa i Tadeusza Borawskich, a także bratowej i jej dziecka. Była w  lesie z kilkoma członkami swojej rodziny. Po odgarnięciu cienkiej warstwy ziemi na dość dużej powierzchni grobu natrafiono na ofiary, które leżały twarzami do dołu. Niestety, nie zidentyfikowała ofiar leżących na wierzchu. Stwierdziła jedynie, że pierwszą był nieznany jej mężczyzna, a następnie również nieznana kobieta, pod którą leżało jakieś zawiniątko, być może dziecko. Twarz mężczyzny, którą oglądała dokładnie, szukając braci, jakkolwiek nosiła już cechy częściowego rozkładu, była czysta i nie nosiła śladów oparzeń, co przeczyłoby opowieściom, że mężczyzn przed egzekucją oślepiano kwasem. Z uwagi na grożące ze strony Niemców niebezpieczeństwo rodzina nie mogła penetrować dokładnie dołu. Zasypano go ponownie ziemią.

Już w ciągu tygodnia po egzekucji była prawie gotowa lista aresztowanych i straconych w dniu 15 lipca 1943 roku. Potwierdziły ją później dodatkowe dokumenty Delegatury Rządu, wśród których znajduje się przesłana do Londynu we wrześniu 1943 roku lista ofiar z jeziorkowskiego lasu.

Trzeba tu jeszcze wyjaśnić zagadkowe potraktowanie przez gestapo wspomnianej wyżej rodziny państwa Kucharskich, która jako jedyna, mimo aresztowania, nie została stracona w Jeziorku. Rodzina ta nie figuruje na liście przesłanej do Londynu, co oznaczałoby, że o aresztowaniu zadecydowano w ostatniej chwili lub że cel aresztowania był inny. To jednak jest mało prawdopodobne. Z dużym prawdopodobieństwem można natomiast przypuszczać, że gestapo po aresztowaniu doktora Kucharskiego, u którego znajdowała się przybyła właśnie z Rzeszy siostra (rodzina pochodziła z Prus Wschodnich i wszyscy członkowie, oprócz doktora Kucharskiego, który ukończył medycynę w Warszawie, mieszkali przed wojną na terenie Prus i dlatego w czasie okupacji znaleźli się w Rzeszy), zorientowało się, że ma w ręku brata poszukiwanego w całej Polsce działacza plebiscytowego – Jana Kucharskiego. Prawdopodobnie Niemcy przypuszczali, że uda się im poprzez doktora Kucharskiego trafić na ślad jego brata. Ponieważ zamiar się nie udał, a jednocześnie w sprawie uwięzionych interweniował ks. biskup Łukomski, ordynariusz łomżyński, po miesiącu pani Kucharska z synkiem wróciła do domu. Doktor Kucharski resztę okupacji spędził w obozie koncentracyjnym, który szczęśliwie przeżył.

Według niepodważalnych dowodów w dniu 15 lipca 1943 roku w lesie koło wsi Jeziorko zostali zamordowani (na pierwszym miejscu podaję głowę rodziny):

1. Barański Kazimierz, lat 70. Był emerytowanym pracownikiem umysłowym. Pracował w tartaku. Doskonale władał językiem niemieckim i poszedł do gestapo z prośbą o zwolnienie córki i zięcia (pp. Kordaszewskich).

2. Borawski Józef, ur. 29 IV 1917 r., syn Ignacego i Józefy z d. Zielińskiej. Organista - uczeń prof. Bulaka  -  organisty w łomżyńskiej katedrze.

3. Borawska Marianna (Maria) z d. Borenkiewicz (Burankiewicz?), lat ok. 23, żona Józefa (w ciąży). Różne osoby podają różne nazwisko panieńskie.

4. Borawska Róża – 1 rok i 8 miesięcy  – córka Józefa i Marii.

5. Borawski Tadeusz, ur. 15 V 1925 r., syn Ignacego i Józefy z d. Zielińskiej – brat Józefa. Na zdjęciu: Józef, Marianna i Róża Borawscy

6. Chrzanowski Czesław, lat ok. 30, rolnik. Pełnił obowiązki wójta.

7. Chrzanowska Leokadia, ur. 10 X 1924 r. w Łomży, córka Władysława i Anny z d. Włodkowskiej – siostra Czesława.

    Ocalał  – brat, Piotr Chrzanowski.

8. Dynowska Janina z d. Skibińska  - matka Ireny Komornickiej. Ociemniała. Wdowa po prezesie Sądu Okręgowego w Białymstoku (w latach 1920-1930). Aresztowana i stracona razem z córką i jej rodziną.

9. Figurski Piotr, ur. w 1890 r. w Plecechowie, syn Ignacego i Rozalii – urzędnik Akcyzy.

10. Figurska Helena z d. Morawska, córka Jana i Marii, ur. w  1895 roku w Pułtusku – żona Piotra.

11. Figurska Janina, ur. w 1923 r. w Ostrołęce, córka Piotra i Heleny. Absolwentka Gimnazjum im. M. Konopnickiej w Łomży w 1939 r. W chwili aresztowania urzędniczka - kasjerka w  firmie „Walter Mehl“ w Łomży.(na zdjęciu zaznaczona x)

12. Figurska Regina, ur. w 1928 r. w Bożejewie, córka Piotra i Heleny.

      Ocalał  – nieobecny w Łomży - syn Piotra i Heleny -  Piotr Figurski.

13. Hojak Kazimierz, lat 39, nauczyciel. Przed wojną inspektor szkolny na Polesiu.

14. Hojak Irena z d. Szczecińska, lat 29, nauczycielka. Ukończyła Seminarium Nauczycielskie w Białymstoku i rozpoczęła pracę nauczycielską na Polesiu, gdzie poznała swego męża - Kazimierza.

15. Hojak Wiesław, lat 4 - syn Kazimierza i Ireny.

16. Hryniewiecki Józef, ur. 19 III 1884 r. w Burzynie. Nauczyciel PSP nr 4 w Łomży. Ojciec Henryki Marii Tyszki. Uczył języka polskiego, historii i przyrody.

17. Hryniewiecka Antonina, ur. 13 VI 1889 r. w Suwałkach - żona Józefa. Nauczycielka PSP nr 4 w Łomży. Uczyła matematyki, języka polskiego i historii.

18. Komornicki Tadeusz Urban, ur. 6 IX 1901 r. w Pyzdrach, syn Stanisława Karola i Marii - adwokat. Syn aptekarza z Łomży. Absolwent gimnazjum w Łomży, a następnie Wydziału Prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Po studiach rozpoczął pracę w Sądzie Okręgowym w Białymstoku. W początku lat 30-tych ożenił się z córką prezesa sądu - Ireną Dynowską. Następnie przeniósł się z rodziną do Łomży, gdzie miał kancelarię adwokacką.

19. Komornicka Irena z d. Dynowska, ur. w 1908 r., córka Tadeusza i Janiny - żona Tadeusza, w szóstym miesiącu ciąży.

20. Komornicki Adam Józef, ur. 2 XII 1934 r. w Warszawie - syn Tadeusza i Ireny.

21. Komornicka Anna Maria, ur. 31 I 1938 r. w Łomży - córka Tadeusza i Ireny.

22. Komornicka Zofia Teresa, ur. 26 VI 1941 r. w Łomży - córka Tadeusza i Ireny.

23. Kordaszewski Józef, lat 54 - obrońca sądowy.

24. Kordaszewska Helena z d. Barańska, lat 52 - żona Józefa.

25. Lubowicki Aleksander, lat 70, polonista, emerytowany nauczyciel gimnazjum i liceum w Łomży. Brał udział w tajnym nauczaniu.

26. Lubowicka Maria, lat 65, nauczycielka - polonistka. Przed wojną, wobec zajętych etatów w gimnazjach państwowych w Łomży, podjęła pracę w prywatnym gimnazjum Goldlusta. Napisała obszerną, niewydaną pracę o Mickiewiczu. Była aktywnym członkiem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Brała udział w tajnym nauczaniu.

27. Lubowicka Zofia, lat 20, córka Aleksandra i Marii. Absolwentka Gimnazjum im. M. Konopnickiej w  Łomży w roku 1939 – klasa francuska. Brała udział w tajnym nauczaniu.

28. Próchnicki Jan – emerytowany urzędnik Urzędu Skarbowego w Łomży (?)

29. Próchnicka Natalia – (żona?) - brak danych.

30. Próchnicka Danuta – brak danych.

31. Próchnicka Janina  – brak danych.

32. Próchnicka Mirosława – brak danych.

33. Próchnicki Cezary – brak danych.

34. Próchnicki Jerzy – brak danych.

35. Próchnicki Krzysztof – brak danych.

36. Próchnicki Tadeusz – brak danych.

37. Próchnicki Zbigniew – brak danych.

Informacji o rodzinie Próchnickich J. Smurzyński poszukiwał przez dwa lata. Nie dały rezultatów nawet imiennie skierowane pytania do ponad 200 różnych osób - byłych mieszkańców Łomży. Dowiedział się jedynie (i to z kilku różnych źródeł), że ta dziesięcioosobowa rodzina mieszkała na Pięknej, że głowa rodziny, p. Próchnicki (nie ma pewności, że to był Jan Próchnicki), był emerytowanym urzędnikiem skarbowym, a dorabiał sobie rzeźbieniem figurek w drewnie (świątków).

38. Sadkowski Piotr, lat 30  – inżynier.

39. Sadkowska Helena, lat 30  – żona Piotra.

40. Sadkowska Jadwiga, lat 7 – córka Piotra i Heleny.

41. Sadkowska Wanda, lat 4 – córka Piotra i Heleny.

42. Siwik Witold, lat 33 – urzędnik Ubezpieczalni Społecznej.

43. Siwik Stanisława, lat 37 – pielęgniarka  - siostra Witolda razem z nim zamieszkała.

44. Smurzyński Marian Antoni, ur. 21 XII 1899 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim, syn Józefa i Julii z  Bojanowiczów – kupiec i działacz gospodarczy. Od 1926 do 1939 roku właściciel jednego z największych sklepów spożywczo - kolonialnych w Łomży. Ochotnik I wojny światowej i wojny 1920 roku w szeregach 33. Pułku Piechoty w stopniu starszego sierżanta. Uczestnik kampanii wrześniowej. W 1939 roku wydostał się z sowieckiej niewoli w Szepietówce. Dwukrotnie aresztowany przez NKWD w latach 1940-1941. Do 15 VII 1943 r. pracował we własnym sklepie zarekwirowanym przez firmę niemiecką. Jako specjalista ckm prowadził szkolenie konspiracyjne. Zdjęcie z dokumentów niemieckich

45. Smurzyńska Antonina, (Zdjęcie z dokumentów niemieckich) ur. 13 VI 1897 r. w  Łomży, córka Stanisława i  Bronisławy z Jeleniewskich małż. Grabowskich - żona Mariana. Urzędniczka. W 1917 r. ukończyła ze złotym medalem Gimnazjum św. Katarzyny w Petersburgu. Od 1919 r. urzędniczka Banku Polskiego w Łomży. Za długoletnią pracę na polu bankowości odznaczona w 1938 r. Srebrnym Krzyżem Zasługi. W czasie okupacji sowieckiej kasjerka w przedsiębiorstwie budowlanym. Podczas okupacji niemieckiej - na utrzymaniu męża. Na zdjęciu z synem – rok 1937.

Ocalał, nieobecny w domu podczas aresztowania, syn Mariana i Antoniny - Jerzy Smurzyński.

46. Szulc Józef, ur. 23 I 1915 r. w Łapach, syn Józefa i Heleny z d. Wojno. Ksiądz katolicki, wikariusz parafii w Dobrzyjałowie. Był członkiem i kapelanem Armii Krajowej. Ukończył Seminarium Duchowne w Łomży. Wyświęcony na kapłana 21 września 1941 roku. W przeddzień aresztowania odwiedził go w szpitalu w  Łomży, gdzie przebywał na leczeniu, jego ojciec. Ks. Szulc rano 15 lipca 1943 r. wyszedł ze szpitala z  zamiarem udania się do rodziny w  Łapach. Spóźnił się na pociąg i celem poczekania na następny wrócił do szpitala. Wtedy został aresztowany i przyprowadzony z gorączką do więzienia. Pisał wiersze, które zabrał ze sobą do grobu. Na zdjęciu ks. Józef Szulc z Józefem i Marianną Borawskimi.

47. Tyszka Tadeusz, ur. w 1908 r. - nauczyciel. Kierownik PSP nr 1 w Łomży. Przed wojną urlopowany na studia. Autor podręcznika do matematyki.

48. Tyszka Henryka Maria, ur. 11 VII 1912 r. w Sztabinie, córka Józefa i Antoniny małż. Hryniewieckich - żona Tadeusza. Nauczycielka PSP nr 6 w Łomży.

49. Tyszka Jerzy Zbigniew, ur. 21 IV 1934 r. w Łomży   syn Tadeusza i Henryki.

50. Tyszka Andrzej Janusz, ur. 8 IV 1937 r. w Łomży   syn Tadeusza i Henryki.

Oraz, według decyzji prokuratora Tomasza Kamińskiego z Instytutu Pamięci Narodowej   Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku, co najmniej dwóch bliżej nieznanych członków rodziny Mogielnickich. Szczegółowe wyjaśnienie tej sprawy jest w  rozdziale „Koniec wieńczy dzieło“.

Czytelnika może zdziwić, że egzekucja ta, w odróżnieniu od dwóch pozostałych, jest tak dobrze i  szczegółowo udokumentowana. Było to możliwe dzięki temu, że ofiarami byli ludzie powszechnie w Łomży znani, że zaraz po wojnie członkowie rodzin zorganizowali się w specjalny komitet społeczny oraz że Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce była w stanie zgromadzić wiele zeznań świadków tamtych wydarzeń.


W DRUGĄ ROCZNICĘ ZBRODNI



Wczesną wiosną 1945 roku – jak pisze w swoich wspomnieniach J. Smurzyński – wybraliśmy się rowerami na rekonesans do Jeziorka. Rower był wówczas, obok furmanki, jedynym dostępnym środkiem lokomocji. Pojechaliśmy we trzech: przedstawiciel burmistrza Łomży, Piotrek Figurski i ja. Mieszkańcy Jeziorka wskazali nam drogę do polany, ale ostrzegli, że las jest zaminowany. Istotnie, już na pierwszym zakręcie leśnej drogi, a przebiegała ona wówczas inaczej niż dzisiaj - była dłuższa, biegła skosem do szosy i miała dwa zakręty, znaleźliśmy zagrzebaną w piasku minę przeciwpancerną. Druga była na następnym zakręcie. Zostawiliśmy rowery i ostrożnie przeszliśmy do polany. Od razu rzucił się nam w oczy duży, zapadnięty dół. Obawiając się jednak możliwych min - pułapek, nie chodziliśmy dalej między drzewami i po swoich śladach wycofaliśmy się do szosy.

Ponieważ w takiej sytuacji nie było mowy o jakichkolwiek pracach przy ewentualnej ekshumacji, burmistrz Łomży zwrócił się do władz wojskowych z prośbą o rozminowanie terenu. Nie było to takie proste, ponieważ saperzy musieli w pierwszej kolejności sprawdzić i rozminować tereny zamieszkałe oraz te, po których musieli poruszać się ludzie i zwierzęta (pola uprawne i łąki). Ale dla burmistrza zrobiono wyjątek i już po kilku tygodniach rozminowano zarówno samą polanę, jak i drogę dojazdową. Teren wolny od min został wyraźnie oznakowany.

W początku maja rozpoczęliśmy prace na leśnej polanie. Trzon ekipy stanowiliśmy my trzej - przedstawiciel burmistrza jako kierownik oraz Piotrek i ja jako jego pomocnicy. Codziennie też na polanie stawiało się z łopatami kilku mieszkańców Jeziorka wyznaczonych przez sołtysa wsi w ramach tzw. „szarwarku“.

W obrębie rozminowanego terenu znaleźliśmy trzy zapadnięte doły, których powierzchnie były około 1 m niższe od krawędzi. Były to trzy groby ofiar masowych egzekucji dokonanych na tej polanie. Pani Szczecińska, która od początku brała udział w naszych pracach, a która już następnego dnia po egzekucji 15 lipca 1943 roku była na miejscu, wskazała nam „nasz grób“. Potwierdzili to także mieszkańcy Jeziorka, lokalizując też groby starców i więźniów. Oni te miejsca znali od chwili egzekucji.

Jadąc pierwszy raz do Jeziorka, myśleliśmy o ekshumacji zwłok i pochowaniu ich na łomżyńskim cmentarzu. Jednak to, co znaleźliśmy na miejscu, od razu przekreśliło nasze plany. Po odgarnięciu cienkiej warstwy ziemi zamiast zwłok znaleźliśmy jedynie czarny żużel o silnym, drażniącym zapachu chemikaliów. Zapach był tak silny, że pracując wewnątrz dołu musieliśmy oddychać czasami przez mokre chusteczki i często wychodzić na wolną przestrzeń. W dole nie można było pracować większą ekipą. Dlatego „nasz grób“ penetrowaliśmy we dwóch z Piotrkiem pod czujnym okiem stojącej na krawędzi pani Szczecińskiej. Groby starców i więźniów penetrowali mieszkańcy Jeziorka.

Żużel przegarnialiśmy bardzo dokładnie, aż do dna - do czystego piasku. Dzięki temu znaleźliśmy kilkanaście damskich i męskich butów różnych rozmiarów i jedne okulary, które p. Kiełczewska rozpoznała jako własność p. Dynowskiej. Przy samym brzegu dołu znalazłem dziecięcy sandałek, w którym tkwiła stópka nóżki w białej skarpetce. Stópka nie była odcięta. Robiła wrażenie, jakby dalszą część rozpuszczono. Nasunęło to nam przypuszczenie, że zwłoki po egzekucji musiały być posypane jakimś silnym środkiem chemicznym, np. popularną podczas okupacji sodą kaustyczną, która zniszczyła z łatwością delikatne dziecięce kości. Sonderkommando 1005 (co stwierdziła później Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce) w końcu 1944 roku spaliło to, co pozostało jeszcze w grobach. Stąd popioły w postaci żużlu i zapach chemikaliów.

Nie ograniczyliśmy się jedynie do poszukiwań w obrębie tych trzech dołów. Cały teren przeszukaliśmy przy pomocy szpilek saperskich. Dzięki temu w odległości około 3 metrów na prawo od dołu znalazłem położone dość płytko pod ziemią zwłoki mężczyzny. Zwłoki nie były zniszczone, a uległy tylko normalnemu rozkładowi. Nie poznaliśmy tego mężczyzny. Przenieśliśmy go do penetrowanego dołu i tam pozostawiliśmy.

Aby usypać mogiły, trzeba było nawozić ziemię z pobliskich łąk. Robili to mieszkańcy Jeziorka wyznaczeni przez sołtysa, z furmankami, w ramach „szarwarku“.

Mieszkańcy Jeziorka wspominali także o możliwym czwartym dole położonym gdzieś między polaną a szosą. Mieli tam prawdopodobnie spoczywać straceni Żydzi. Mieliśmy co do tego wątpliwości, ale ostrożnie (obawa przed minami) obejrzeliśmy wskazany teren. Nie było tam nawet śladów dołu. Na dokładną penetrację całego lasu nie pozwalało jego ewentualne zaminowanie. Dzisiaj już wiadomo, że tego dołu w ogóle nie było.

Już w czasie pierwszych prac narodził się pomysł, aby te trzy groby uznać za leśny cmentarz. Burmistrz Łomży zwrócił się do Dyrekcji Lasów Państwowych, która zgodnie z obowiązującym już wówczas prawem przejęła własność pana Szyrmera, o przekazanie miastu polany. Uzyskał na to zgodę, co znalazło potwierdzenie w złożonej później w Sądzie Grodzkim ankiecie: ...miejsce wydzielone i ogrodzone w porozumieniu z Nadleśnictwem...

Druga rocznica egzekucji z 15 lipca wypadała w 1945 roku w niedzielę. Postanowiono zatem, że w tym właśnie dniu zostanie poświęcony cmentarz w jeziorkowskim lesie. Dlatego od końca czerwca wszystkie nasze prace były poświęcone realizacji tego planu. Teren cmentarza został okopany dość głębokim rowem i ogrodzony brzozowymi żerdziami. Na grobach ustawiliśmy brzozowe krzyże i prowizoryczne tabliczki z napisami. Któregoś dnia na polanie zjawili się jacyś ludzie (pod marynarkami było widać ukrytą broń), którzy przywieźli furmanką wysoki dębowy krzyż i wkopali go na skraju polany. (Później mieszkańcy Jeziorka mówili, że byli to okoliczni partyzanci - być może...) Przed tym krzyżem zbudowaliśmy na wkopanych w ziemię słupkach polowy ołtarz, a w jego pobliżu - wysoką na około 2 metry ambonę. O nagłośnieniu w dzisiejszym pojęciu nikt wtedy nie słyszał i każdy ksiądz głosił swoje kazania właśnie z ambony. Obok ambony, na oddzielnym stoliku, ułożyliśmy znalezione w grobie buty. Na prośbę burmistrza wojsko sprawdziło i rozminowało las wokół polany: od szosy do leśnej drogi biegnącej wzdłuż cmentarza i prawie kilometr w obie strony wzdłuż szosy. Rozminowany teren został wyraźnie oznakowany.


W niedzielę 15 lipca 1945 roku pogoda była piękna. Z Łomży i okolicznych wsi ciągnęły pieszo i furmankami tłumy ludzi. Było także kilka samochodów ciężarowych. Około południa przyjechał do lasu ordynariusz łomżyński, ks. biskup Stanisław Kostka Łukomski, w towarzystwie ks. prałata Henryka Betto i kilku księży. Przyjechali także przedstawiciele władz Łomży i kompania Wojska Polskiego. Mszę celebrował ks. biskup. On także wygłosił kazanie i dokonał poświęcenia terenu całego cmentarza.

Po tym nastąpiło składanie wieńców i salwa kompanii honorowej Wojska Polskiego. Cała uroczystość trwała kilka godzin i zgromadziła tysiące mieszkańców Łomży i okolic.

Po zakończeniu ceremonii poświęcenia cmentarza przedstawiciele władz, sołtys Jeziorka, ks. biskup ze swoim otoczeniem, a także członkowie rodzin zamordowanych zebrali się w szkole w Jeziorku na uroczystym obiedzie. Po obiedzie nastąpiła część oficjalna. Na niej powołano do życia komitet społeczny, w skład którego, oprócz burmistrza i kilku urzędników, weszli także ks. biskup Stanisław Kostka Łukomski, ks. prałat Henryk Betto, pani Szczecińska, Piotr Figurski, Jerzy Smurzyński i kilka innych osób. Komitet ten miał dbać o stan cmentarza, a także, wydając specjalne cegiełki, zbierać pieniądze na urządzenie poszczególnych grobów, jak też na pomnik, który miał upamiętnić ofiary hitlerowskiej okupacji ziemi łomżyńskiej.


CMENTARZ NA LEŚNEJ POLANIE


Polskie cmentarze – święte miejsca –
polskie ołtarze narodowej sprawy
cześć wam i pokój, wieczne spoczywanie tym,
o których historia z dumą mówi „człowiek prawy“.



Pierwszy raz na leśną polanę jeziorkowskiego lasu zawiózł mnie mój mąż – pisze Beata Sejnowska – Runo. Razem w nabożnym skupieniu czytaliśmy suche informacje z tablic nagrobnych. Niewiele nam to mówiło, nie wspominając już o tym, że jak się kilka lat potem miało okazać, treść napisów umieszczonych na tych tablicach w niektórych przypadkach rozmijała się z prawdą historyczną. Dreszcz grozy mnie przejmuje na samą myśl o zamieszczonej w gablocie (stojącej wtedy obok grobu zakładników miasta Łomży) informacji na temat przebiegu samej egzekucji, w myśl której do dołów najpierw wrzucono dzieci, których ciała następnie na oczach matek rozrywano granatami! Teraz już wiem, że to był jeden z mitów, których wiele powstało na temat zbrodni popełnionych w jeziorkowskim lesie. Niemniej jednak byłam wstrząśnięta! Odtąd narodziło się we mnie pragnienie bliższego poznania historii tego miejsca. Pytałam ludzi w Jeziorku. Dotarłam do lakonicznych zapisów w starej kronice szkoły. Nie posunęłam się jednak w poznaniu ani o krok. Dlatego tak chętnie, z potrzeby serca, nawiązałam współpracę z panem Smurzyńskim, uzyskując od niego szereg autentycznych materiałów dotyczących prawdy historycznej na temat leśnego cmentarza w Jeziorku i pamięci o rodakach tam spoczywających.

Szkic sytuacyjny.

Cmentarz powstał w 1945 roku. Powołany wówczas komitet bardzo sprawnie przystąpił do pracy. W krótkim czasie sprzedano wiele cegiełek i przystąpiono do prac projektowych mających na celu urządzenie leśnego cmentarza. Niestety, już w końcu lat 40-tych władze rozwiązały komitet, przejęły pieniądze i dokumentację. Dzisiaj nie sposób nawet trafić na ślad jego ówczesnej działalności. Pod koniec lat 40-tych także Piotr Figurski i Jerzy Smurzyński musieli, nie z własnej woli, wyjechać z Łomży. Pozostała pani Szczecińska i szkoła w Jeziorku. Uczniowie opiekowali się na co dzień mogiłami, a pani Szczecińska, dojeżdżając furmanką z Łomży, dbała o kwiaty na grobie.

Ówczesne władze miały jednak co do losów cmentarza własne plany, w których kultywowanie pamięci ofiar już się nie mieściło. Doszło nawet do tego, że w którąś rocznicę 15 lipca na początku lat 50-tych pani Szczecińska, wraz z rodziną państwa Smurzyńskich, musiała jechać do grobu drogą od strony Motyki, ponieważ na skraju Jeziorka patrol milicji i Urzędu Bezpieczeństwa bronił dojazdu. Podobno dlatego, że ...leżeli tam burżuje, zdrajcy ojczyzny - akowcy, a do tego ksiądz!

W tym też czasie znikło ogrodzenie całego cmentarza i pozostały tylko oddzielne mogiły z brzozowymi krzyżami.

Obok krzyża ofiar z 15 lipca 1943 roku, na którym umieszczono blaszaną tablicę podającą nazwiska poległych, po prawej stronie ustawiono drewnianą skrzynkę zawierającą wykopane z grobu buty. (Skrzynka ta znajdowała się tam jeszcze w latach 60-tych, kiedy to zamieniono już brzozowy krzyż na kamienny – widać to na fotografii) Po zasypaniu okalającego cmentarz rowu przeprowadzono dalej drogę prowadzącą od szosy, robiąc tym samym skrót przejazdu dla okolicznych rolników. Tak jest do dzisiaj – samochody i traktory jeżdżą przez cmentarz pomiędzy grobem i krzyżem ołtarza polowego.

Na szczęście nastąpiła „odwilż“ październikowa i leśnymi cmentarzami zaczęły zajmować się różne organizacje. Wiernym opiekunem cmentarza na leśnej polanie był przez kilkadziesiąt lat mieszkaniec Jeziorka, pan Antoni Rydzewski, który reprezentował też sprawy Jeziorka w łomżyńskim ZBoWiD-zie. To w latach 60-tych z funduszów tej właśnie organizacji każdy z grobów ogrodzono drewnianym płotkiem, na dwóch grobach ustawiono krzyże, a na trzecim (więźniów) obelisknapisem na podstawie: Miejsce masowych zbrodni hitlerowskich 1943-1944 oraz tablicę z nazwiskami więźniów politycznych. (Że były one fałszywe, udokumentowano materiałami źródłowymi dopiero w 1994 roku.)
Lata 60-te. Krzyż ołtarza polowego

Pan Rydzewski organizował w miarę swoich możliwości uroczystości rocznicowe, zbierał różne relacje i publikował je w specjalnie ustawionej przy grobie ofiar z 15 lipca 1943 roku gablocie (na prawym skraju zdjęcia). A że nie były one zgodne z faktami historycznymi, to już nie jego wina. Ani on, ani nikt inny nie miał wówczas nawet pojęcia, że w archiwach KC PZPR leżą dokumenty stwierdzające prawdziwy przebieg zbrodni dokonanej w  jeziorkowskim lesie.

W latach 70-tych, staraniem ZBoWiD-u, wykonano dalsze prace na cmentarzu. Wokół każdej z mogił postawiono metalowe ogrodzenie (takie ogrodzenia stawiano na wszystkich grobach masowych egzekucji w Łomżyńskiem – w Giełczynie, Sławcu i Pniewie), na grobie ofiar z 15 lipca i grobie więźniów położono lastrykowe tablice z nazwiskami i ustawiono krzyż z napisem, a przy wjeździe na cmentarz zbudowano specjalną gablotę, w której umieszczono wydobyte z grobu buty ofiar egzekucji z 15 VII 1943 r.

Krzyż na grobie starców

Czas jednak robił swoje. Odeszła pani Szczecińska, odszedł Piotr Figurski. Mimo organizowanych od czasu do czasu uroczystości cmentarz w Jeziorku, będący teoretycznie pod opieką jakichś władz łomżyńskich, niszczał coraz bardziej, zarastał krzakami i odchodził w zapomnienie.

I tutaj wkroczył ostatni żyjący ze skazańców – Jerzy Smurzyński. 27 sierpnia 1980 roku wystosował do ówczesnego przewodniczącego Rady Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa, ministra Janusza Wieczorka, pismo z prośbą o zainteresowanie się podupadającym i niszczejącym cmentarzem w lesie jeziorkowskim. (Trzeba tu nadmienić, że cmentarz ten był najbardziej zaniedbany na przełomie lat 70-tych i 80-tych.) Dzięki temu pismu już w niedługim czasie teren cmentarza został uporządkowany, krzaki wycięte, poprawiono drogę dojazdową i prawidłowo ustawiono drogowskaz.

Staraniem pana Antoniego Rydzewskiego na początku lat 90-tych wznowiono tradycję odprawiania na tym cmentarzu rocznicowej Mszy Świętej. Z jego też inicjatywy w 1991 roku na polanie, w miejscu gdzie stał pierwszy krzyż z roku 1945, a który już całkowicie spróchniał, został postawiony nowy, duży, drewniany krzyż opleciony różańcem, który wykonał pan Jan Sobuta.

Ale czas jest nieubłagany – odszedł i ten ostatni już aktywny opiekun cmentarza na leśnej polanie. Pozostał tylko Jerzy Smurzyński, który –  jak sam wielokrotnie podkreślał – nie traktował cmentarza na leśnej polanie wyłącznie jako miejsca pochówku jego rodziców, ale uznawał go za Miejsce Pamięci Narodowej, które powinno być obiektem zainteresowań i stałej troski każdego Polaka. Jego zdaniem cmentarz ten jest świadectwem masowych zbrodni, jakie popełnili hitlerowscy okupanci. Świadczy o historii ziemi łomżyńskiej i obrazuje cenę, jaką płacili Polacy za walkę o wolność swojej Ojczyzny. Jeziorko jest tylko jednym z licznych miejsc zbrodni, ale nie można pozwolić, aby pozostało miejscem pamięci w wymiarze wyłącznie gminnym. O Jeziorku, tak jak o Jedwabnem, Palmirach i innych zbrodniach, powinno się głosić na cały kraj. Jednak – jak wielokrotnie uczy nas historia – zbiorowa odpowiedzialność to niczyja odpowiedzialność.

Przekonał się o tym i Jerzy Smurzyński. 15 września 1992 roku, wobec tego, że cmentarz jeziorkowski, jego zdaniem, pozostawał bez należytej opieki (nie dokonano m.in., mimo jego próśb kierowanych tak do IPN jak i Urzędu Wojewódzkiego w Łomży, koniecznych zmian prostujących liczne nieścisłości w napisach umieszczonych na nagrobnych tablicach), zwrócił się ponownie o pomoc do przewodniczącego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. I zaczęła się urzędnicza karuzela. Rada skierowała 18 września 1992 roku odpowiednie pismo do Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Łomży, a ten z kolei skierował sprawę do Urzędu Gminy w Piątnicy, do którego, jak się okazało, należała opieka nad leśnym cmentarzem. Nadzieją napawała informacja zawarta w piśmie Gminy z 3 listopada 1992 roku skierowanym do Urzędu Wojewódzkiego w Łomży, że wiosną 1993 roku planuje się przeprowadzenie gruntownej renowacji grobów i gablotki przez jednostkę specjalistyczną. Ponadto, aby uniknąć błędów, Urząd Gminy poprosi odpowiednią placówkę naukową o opracowanie na podstawie posiadanych tam dokumentów treści napisów umieszczanych na tablicach informacyjnych...

Istotnie, za pieniądze otrzymane z Urzędu Wojewódzkiego w Łomży odpowiednie prace zostały wykonane. Tym razem wyniki renowacji przeszły wszelkie, nawet najśmielsze oczekiwania!

Każdy z grobów został zaopatrzony w tabliczkę informacyjną, której treść była całkowicie niezgodna z prawdą historyczną (np. przy grobie ofiar z 15 lipca 1943 r. napisano m.in. „skazańców [...] zmusili do wykopania rowu, a następnie rozstrzelali“). Przy wejściu na cmentarz pojawiła się nowa tablica informacyjna.

Ponieważ „placówka naukowa“ nie uznała za stosowne ujawnić dokumentów, na których oparł swoje opracowanie jej pracownik, Jerzy Smurzyński sam poszukał tych „źródeł naukowych“. Bez trudu stwierdził, że informacje podane Urzędowi Gminy jako naukowe, zostały po prostu przepisane ze str. 440 Przewodnika po miejscach walki i męczeństwa 1939-1945, a Przewodnik... z kolei swoje wiadomości opierał na opowiadaniu pani Auderskiej, zawierającym fikcyjne informacje! Ponadto wójt gminy Przytuły, pan Marek Niebrzydowski, zapytany listownie o te kilkadziesiąt osób ze wsi Przytuły rzekomo zamordowanych w Jeziorku (chodziło o przesłaną mu listę więźniów politycznych rozstrzelanych w nocy z 29 na 30 VI 1943 r., bo tylko co do nich można było mieć wątpliwości), pismem z dnia 18 kwietnia 1995 roku odpowiedział: Urząd Gminy w Przytułach informuje, iż w księgach zgonu z lat 1943-1976 w tutejszym Urzędzie Stanu Cywilnego nie figuruje żadna z osób z załączonego wykazu oraz nikogo nie zidentyfikowano przez starszych mieszkańców wsi Przytuły.

Tak zostało obalone następne kłamstwo umieszczone na „tablicach informacyjnych“.

Jak widać na powyższym przykładzie, dochodzenie do prawdy nie było aż takie trudne. W tym wypadku wystarczył tylko jeden list skierowany pod właściwym adresem. A nie był to jedyny przypadek. Jerzy Smurzyński, przygotowując materiał o ofiarach z jeziorkowskiego lasu, poszukiwał informacji o księdzu Szulcu. Ponieważ nie mógł jej znaleźć w oficjalnych źródłach, pomyślał o  Dobrzyjałowie, gdzie w 1943 r. ks. Szulc był wikarym. Napisał list do tamtejszej szkoły. Rezultat mile go zaskoczył. Uczniowie nie tylko zebrali relacje od starszych mieszkańców wsi, ale dotarli także do zamieszkałej w Łapach rodziny księdza. W ciągu pół roku przesłali autorowi kserokopie kilku rodzinnych zdjęć księdza wraz z wiarygodnymi relacjami o jego ostatnich miesiącach życia. Bo jak się okazuje, młodzież nasza nie jest wcale taka „konsumpcyjna“, jak się o niej tak lekko dzisiaj mówi. Jeśli umie się z nią rozmawiać, jeśli się pokaże, że jej wysiłek da wartościowe owoce, to potrafi być i zaangażowana, i patriotyczna. Uczniowie ze szkoły w Dobrzyjałowie nie poprzestali na pomocy w zbieraniu materiałów o księdzu Szulcu. Od tamtej pory (to jest od 1996 roku) corocznie kolejne roczniki uczniów pod opieką swoich nauczycieli i dyrektora Andrzeja Milewskiego chodzą pieszo na leśny cmentarz, aby tu posprzątać i pomodlić się w intencji ofiar, pamiętając szczególnie o tak bliskim ich wsi księdzu, który właśnie na tej polanie oddał swoje młode życie dlatego tylko, że był polskim kapłanem. Przychodzą we wrześniu. Jest to wyprawa całodniowa, przeznaczona głównie dla uczniów z klas IV – VI, bo najpierw idą pieszo 5 kilometrów do jeziorkowskiego lasu. Potem wykonują na grobach prace porządkowe, palą znicze, modlą się, wspominają tragiczne wydarzenia. Na zakończenie na skraju lasu rozpalają ognisko i po ciepłym posiłku znowu maszerują 5 kilometrów, wracając do Dobrzyjałowa. Te rajdy w 1996 roku zapoczątkował ówczesny nauczyciel historii w ich szkole – p. Cezary Kamiński, który po przeniesieniu w 2003 roku do Szkoły Podstawowej w Piątnicy nadal organizuje podobne wyprawy – tym razem z uczniami piątnickiej szkoły. Dyrektor Szkoły Podstawowej w Dobrzyjałowie, Andrzej Milewski, zapytany przez Beatę Sejnowską - Runo (społecznego kustosza Miejsca Pamięci Narodowej na leśnej polanie w Jeziorku) we wrześniu 2007 roku, dlaczego co roku tu przychodzą, odpowiedział: Co roku przychodzimy, bo Oni ginęli za Ojczyznę, byśmy my mogli żyć w wolnej Polsce. Im się to po prostu należy! Dopóki będę dyrektorem tej szkoły – będziemy tu przychodzić.


PRAWDA, KŁAMSTWA I FANTAZJE



Jeziorko przez prawie pięćdziesiąt lat nie miało szczęścia do rzetelnej informacji. Pierwsze świadome kłamstwo, wprawdzie w szczytnym celu, ale brzemienne w skutki, popełnione zostało już w lecie 1943 roku.

W latach 1940-1944 była prowadzona wśród Niemców przez Biuro Informacji i Propagandy KG ZWZ-AK akcja dywersyjno-propagandowa zwana „Akcją N“. W jej ramach podrzucano Niemcom pisemka, które były tak doskonale redagowane i wydawane, że gestapo ich autorów i wydawców szukało nie w Generalnym Gubernatorstwie, ale w Rzeszy. Opierające się na faktach, ale specjalnie opracowywane teksty zamieszczane w tych pisemkach, miały za cel szerzenie wśród czytelników defetyzmu i strachu. Przekazywały także w jak najczarniejszych barwach zbrodnie SS i gestapo, które i bez tych ubarwień były niekiedy nieprawdopodobnie okrutne, o czym szary obywatel III Rzeszy nie miał pojęcia.

W takim to pisemku zatytułowanym Die Zukunft (Przyszłość) ukazało się pierwsze kłamstwo dotyczące Jeziorka. Wiadomość o zbrodni popełnionej 15 lipca 1943 roku dotarła do Delegatury Rządu w Warszawie już po kilku dniach. Autorce tekstów dla Die Zukunft, znanej pisarce – Halinie Auderskiej, przekazano krótką informację: Niemcy w lesie koło wsi Jeziorko rozstrzelali 63 osoby. Rozstrzeliwano całe rodziny wraz ze starcami i dziećmi. Pani Auderska, zgodnie z potrzebami „Akcji N“, wymyśliła na podstawie tej informacji opowieść, której bohaterami postanowiła uczynić grupę chłopców. Według jej opowieści chłopcy mieli pracować w lesie koło Jeziorka. Chłopców tych żandarmi zastali na polanie i zmusili do wykopania rowów, które miały być grobem dla przywiezionych z Łomży rodzin. Zwolnieni po egzekucji chłopcy opowiadali, że żandarmi mordowali na ich oczach dzieci przy pomocy granatów, mężczyzn oślepiali przed egzekucją kwasem, strącali do rowu kobiety, z których nie wszystkie były jeszcze martwe, a po egzekucji, pijani, tańczyli na ruszającej się jeszcze powierzchni grobu i śpiewali wesołe żołnierskie piosenki.

Taki tekst musiał wśród czytających go Niemców wzbudzić nie tylko strach przed możliwościami gestapo, ale także przed konsekwencjami, jakie naród niemiecki poniesie po zakończeniu przegranej wojny. I o to organizatorom „Akcji N“ chodziło.

W końcu lat 60-tych pisemko Die Zukunft trafiło do rąk pewnego dziennikarza regionalnej prasy białostockiej. Pan ten, nie mający pojęcia o “Akcji N“, a zasugerowany tekstem Haliny Auderskiej, która wówczas była już cenioną autorką i członkiem Związku Literatów Polskich, powołując się na Die Zukunft, opisał ze szczegółami wymyślony przez p. Auderską przebieg egzekucji, podając go jako prawdziwy.

I tak ten wymyślony tekst zaczął żyć własnym życiem. Został przedrukowany w Wiadomościach TPZŁ nr 2 z 1986 r. z dodatkową informacją, że opis masakry pochodzi od naocznego świadka. Wcześniej, bo w 1970 roku, pewien poeta napisał wiersz o zbrodni popełnionej w lesie jeziorkowskim, opierając się na tym samym źródle. Trzydzieści cztery zwrotki tego utworu ociekają krwią, opisują tłum pijanych czarnych katów germańskich rozbijających główki niemowląt o pnie sosen, tańczących na ruszających się jeszcze ciałach ofiar itd. A jak dalece autor nie znał faktów, które utrwalił w swoim poemacie, może świadczyć to, że utwór dedykuje straconej według niego w Jeziorku swojej nauczycielce, pani Zofii Jensz. Tymczasem pani ta została rozstrzelana trzy miesiące później, ale nie w Jeziorku, lecz w Pniewie, co jest uwidocznione na stojącym tam pomniku, a jej zwłoki w 1945 roku, po ekshumacji, przeniesiono na łomżyński cmentarz parafialny.

Później różni autorzy modyfikowali tekst pani Auderskiej, podając jako świadków kobiety zbierające w lesie grzyby, drwali, a nawet chłopa, który niezauważony przez Niemców obserwował całą egzekucję, siedząc na sośnie rosnącej nad grobem. Istniała też wersja utrwalona przez pewien czas na specjalnej tabliczce przy grobie, że przywiezieni z łomżyńskiego więzienia zakładnicy sami musieli sobie kopać grób. Czytający to ludzie, znając publikowane w innych miejscach opisy zbrodni hitlerowskich, np. „wyczyny“ pacyfikujących Powstanie Warszawskie własowców czy zbirów Dirlewangera, przyjmowali te makabryczne opisy za możliwe. Tak to wymyślony przez panią Auderską przebieg egzekucji, z różnymi modyfikacjami, aż do 1994 roku był uznawany za prawdziwy.

Jak już wcześniej wspomniano, komitet opieki nad Jeziorkiem nie tylko zorganizował natychmiast po zakończeniu działań wojennych wielką uroczystość na leśnym cmentarzu, ale także aktywnie działał na terenie Łomży i okolic. Inne miejsca straceń, choć kryły niekiedy dużo więcej ofiar (np. Giełczyn), pozostawały w cieniu albo nie było o nich powszechnie wiadomo. Dlatego wiele osób, jeśli słyszało o jakiejś egzekucji, lokalizowało ją w Jeziorku. Ponadto cmentarz w lesie jeziorkowskim, na którym spoczywają przedstawiciele łomżyńskiej inteligencji, jest jedynym tak zadbanym leśnym cmentarzem w okolicach Łomży. Z tego to powodu niektórym mogło zależeć na „położeniu“ na nim swoich bliskich lub znajomych.

W ten sposób powstały w ciągu kilkudziesięciu lat, obok różnych opisów zbrodni, liczne listy ofiar, które nie miały potwierdzenia ani w faktach, ani też dokumentach źródłowych (przykład - podane wyżej losy pani Zofii Jensz). Często też ludzie zajmujący się opisywaniem okupacyjnej historii ziemi łomżyńskiej, nie sprawdzając informacji w dokumentach źródłowych, a opierając się na różnych fikcyjnych opowieściach, upowszechniali materiały odbiegające w sposób zasadniczy od rzeczywistości. Na ich publikacje powoływali się następni i tak nakręcała się spirala błędów. W ten na przykład sposób powstała informacja zamieszczona w wydanym przez Wydawnictwo Sport i Turystyka Przewodniku po miejscach walki i męczeństwa 1939-1945, której błędne opisy zdarzeń znalazły się, jak podano wyżej, nawet na informacyjnej tablicy umieszczonej w pewnym okresie na cmentarzu w Jeziorku.

Bywało też, że informacje prasowe „poprawiały“ historię związaną z jeziorkowskim cmentarzem. Na przykład w jednym z czasopism z okresu „sojuszu robotniczo - chłopskiego“ pojawił się taki opis cmentarza w lesie jeziorkowskim: ...wstrząsające wrażenie robi na przechodniach mały pomnik - gablota. Stoją w niej buty - elegancki pantofel, chłopskie drewniaki i maleńkie, zapinane na guziczki buciki czteroletniego dziecka... Panowie redaktorzy - autorzy tego rewelacyjnego reportażu – byli za młodzi, aby wiedzieć, że za czasów okupacji to właśnie eleganckie damy chodziły w drewniakach. Nie zadali też sobie trudu, aby sprawdzić, że w opisywanej przez nich egzekucji z 15 lipca 1943 roku nie zginął żaden chłop (ani w drewniakach, ani w butach). Ale te chłopskie drewniaki obok eleganckich pantofli lepiej w owych latach pasowały do sytuacji i fantazji autorów.

Te chłopskie drewniaki nie uszły jednak uwadze prowadzących któreś z rzędu prace renowacyjne w lesie jeziorkowskim. W ich wyniku w gablocie z butami pojawił się imponujący sabot, którego z całą pewnością w grobie nie znaleziono, na co zwrócił uwagę prowadzący prace ziemnie w 1945 roku Jerzy Smurzyński. Po jego interwencji ten piękny eksponat, jako niezgodny z  faktami, został z gabloty usunięty.

Takich przykładów „poprawiania“ historii były dziesiątki. Jednym z ciekawszych było pojawienie się u stóp krzyża ołtarza polowego... usypanej z ziemi mogiły. Widocznie ktoś uznał, że jeśli na cmentarzu stoi krzyż, to u jego stóp musi być mogiła. Ta nowość znikła po kilku miesiącach.

Oddzielnym, ale bardzo przykrym faktem było wykorzystanie przez łomżyński ZBoWiD grobu więźniów jako miejsca upamiętnienia zupełnie innych ofiar. Jak podano już wyżej, aż do 1994 roku uznawano, że w grobie spoczywają bezimienni więźniowie z łomżyńskiego więzienia. Korzystając z tej sytuacji, w końcu lat 60-tych lub na początku 70-tych na grobie więźniów umieszczono tablicę z napisem:

 
Miejsce uświęcone męczeńską krwią
Polaków zamordowanych przez hitlerowców
w latach 1941-1945.

Zginęli:

Aroch Stefan
Bajkowski Stanisław
Cieśluk Wacław
Czarnecki Antoni
Domański Marian
Dziekoński Jan
Gregorek Władysław
Kalinowski Adam
Kijek Stanisław
Modzelewski Aleksander
Ponichowska Kazimiera
Piotrowski Julian
Proczek Władysław
Szyszkowski Aleksander
Szyszkowski Władysław
Szuba Jan
Turolski Tomasz
Wnorowski Wacław
Zwierzyński Julian
Żeligowski Fredek

Cześć ich pamięci



Mimo iż wówczas nie wiedziano, że istnieje gdzieś prawdziwa lista ofiar egzekucji z 29 na 30 czerwca 1943 roku, tablica budziła zastrzeżenia choćby z tego względu, że jako datę egzekucji podawała rok 1941, a  egzekucja na polanie odbyła się dwa lata później. Ponadto było powszechnie wiadomo w Łomży, że niektóre z wymienionych osób nie były ofiarami niemieckich okupantów. Próby odszukania autorów napisu na tablicy nagrobnej i wyjaśnienia sprawy nie przynosiły rezultatów. Może szukano nieudolnie, a może autorzy nie widzieli potrzeby ujawnienia się.

Sprawa wyjaśniła się dopiero w 1994 roku. Wtedy to w Archiwum Akt Nowych w Warszawie Jerzy Smurzyński znalazł listę rzeczywistych ofiar nocnej egzekucji w jeziorkowskim lesie, a w Archiwum Państwowym w Łomży, zupełnie przypadkiem, pismo skierowane 22 XII 1970 roku przez łomżyński ZBoWiD do ZBoWiD-u w Białymstoku. Czytamy w nim m.in.: Ustalono tylko nazwiska 20 osób rozstrzelanych w lipcu 1941 r. w lesie jeziorkowskim. (podkreślenie J. S.) Byli to mieszkańcy Łomży, wśród nich członkowie AK, byli członkowie KPP i lewicy... i tutaj te same nazwiska, które umieszczono na tablicy nagrobnej w Jeziorku.

Co było pierwsze – napis na grobie czy lista podana w piśmie, nie udało się ustalić. Ustalono natomiast bezspornie, że w lipcu 1941 roku nie było żadnej egzekucji na polanie jeziorkowskiego lasu, a odnalezione w Archiwum GKBZpNP zeznania niektórych członków rodzin ofiar wymienionych w piśmie, potwierdzając rok egzekucji (1941), wskazują jako miejsca śmierci Giełczyn lub Łomżę. Ponadto sporządzone w latach 1947-1949 w łomżyńskim USC akty zgonu podają, że spośród czterech rzekomych ofiar jeden z mężczyzn zginął 31 X 1944 r. w okolicach Warszawy, a trzech 9 maja 1946 roku (!) w miejscu nieznanym. (podkreślenie J. S.)

W ten sposób po prawie pięćdziesięciu latach wyjaśniła się kolejna tajemnica leśnej polany.



KONIEC WIEŃCZY DZIEŁO



Przez prawie pięćdziesiąt lat – pisze w Historii leśnej polany Jerzy Smurzyński – powołując się na własne przeżycia i znajomość okupacyjnych realiów, próbowałem wyjaśniać, prostować, tłumaczyć... Prosiłem o nieumieszczanie w gablocie obok grobu materiałów budzących kontrowersje, a niekiedy nawet załatwiających jakieś osobiste porachunki. Niestety, praktycznie bez rezultatu. Słyszałem czasami, że dlaczegóż by moja wersja miała być bardziej wiarygodna niż np. wersja pana Jerzego, Antoniego, Tadeusza czy Stanisława? Każdy uważał tylko swój opis wydarzeń i swoją listę za jedynie prawdziwe i godne upowszechniania.

Chcąc zatem ostatecznie wyjaśnić historię tak Jeziorka, jak i innych miejsc kaźni na ziemi łomżyńskiej, podjąłem w 1994 roku współpracę z Główną Komisją Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie. Jako samodzielny badacz przeglądałem dokumenty zgromadzone w Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce oraz w Archiwum Akt Nowych w Warszawie. Korzystając z przychylności wojewody łomżyńskiego, przy pomocy Urzędu Wojewódzkiego, gromadziłem też dokumentację własną (ankiety, relacje świadków, fotografie itp.).

Opierając się na zgromadzonych dokumentach źródłowych, przygotowałem w 1995 roku pracę, która wraz z pełną dokumentacją została włączona do zbiorów biblioteki Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Kopię tej pracy z pełnym kompletem dokumentów wręczyłem ówczesnemu wojewodzie łomżyńskiemu - panu Mieczysławowi Bagińskiemu z myślą, że będzie pomocna w działalności Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Jednocześnie, chcąc spopularyzować wśród mieszkańców ziemi łomżyńskiej i okolic wiedzę o masowych egzekucjach popełnionych przez hitlerowców na ziemi łomżyńskiej, w oparciu o pracę złożoną w IPN przygotowałem książkę „Czarne lata na łomżyńskiej ziemi“, która została wydana przez Zarząd Główny Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej. Egzemplarze tej książki zostały przesłane różnym osobom i instytucjom na terenie ówczesnego województwa łomżyńskiego (ks. proboszczowie, urzędy gminne i in.). Wiem, że informacje zawarte w książce, w kilku przynajmniej przypadkach, były pomocne m.in. podczas opracowywania wojennych losów wsi, ustalania list ofiar, prostowania pomyłek dotyczących personaliów niektórych rozstrzelanych osób, organizacji obchodów rocznicowych.

Opisy i dokumentacja trzech egzekucji, jakie miały miejsce na polanie jeziorkowskiego lasu, są fragmentami zarówno pracy złożonej w IPN w Warszawie i Urzędzie Wojewódzkim w Łomży, jak i opartej na niej książki. Myślałem więc, że dostarczenie odpowiednim instytucjom wiarygodnych, popartych źródłowymi dokumentami informacji spowoduje ich zainteresowanie cmentarzem w Jeziorku oraz sprostowanie istniejących błędów tak na tablicach nagrobnych, jak również w informacjach dotyczących przebiegu egzekucji.


Niestety, wszystkie moje wysiłki pozostały bez echa. Dlatego z radością przyjąłem zawiadomienie Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku, że z dniem 27 marca 2003 roku wznawia się zawieszone śledztwo w sprawie masowych zabójstw obywateli polskich w latach 1941-1944 dokonanych przez funkcjonariuszy władz hitlerowskich w pobliżu wsi Jeziorko. Śledztwo w tej sprawie, prowadzone od lat 50-tych przez Oddziałową Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku, zostało w dniu 11 marca 1974 roku zawieszone z uwagi na skierowanie wniosku o ściganie sprawców zbrodni do odpowiedniej instytucji w Niemczech. W roku 2003 strona polska uzyskała od strony niemieckiej materiały procesowe dotyczące prowadzonego tam postępowania, co pozwoliło na podjęcie zawieszonego śledztwa celem merytorycznego zakończenia postępowania karnego.

W zawiadomieniu o wznowieniu postępowania prowadzący je prokurator określił mnie po raz pierwszy „pokrzywdzonym“ i “stroną“. Do tej pory wszyscy prowadzący sprawy Jeziorka po prostu mnie nie dostrzegali. Dla nich nie istniałem.

Z prokuratorem prowadzącym sprawę spotkałem się w lecie 2003 roku. Teraz po raz pierwszy mogłem przedstawicielowi organów sprawiedliwości przekazać moją wiedzę na temat zbrodni popełnionych w Jeziorku. Ponieważ przedstawiłem panu prokuratorowi moją książkę i poinformowałem go o pełnym komplecie zebranych przeze mnie dokumentów źródłowych znajdujących się w bibliotece IPN, zeznanie potraktowałem ulgowo. Tym bardziej, że pan prokurator zaproponował załączenie do protokołu „Czarnych lat...“ szczegółowo opisujących zbrodnie hitlerowskie popełnione w jeziorkowskim lesie. Miały one stanowić oficjalny załącznik.

Decyzję o umorzeniu śledztwa (sygn. S 24/03/Zn) z dnia 18 października 2004 r. otrzymałem 22 X 2004 roku. Nie wierzyłem własnym oczom. Pan prokurator słusznie umorzył dochodzenie przeciwko wykonawcom zbrodni, ponieważ większość z nich już nie żyła, a jeśli chodzi o pozostałych, nieznane było ich miejsce zamieszkania. Lecz to, co zawierało postanowienie w części dla mnie i mieszkańców Łomży najważniejszej, tj. opisy zbrodni i listy ofiar, wydawało mi się jakimś wytworem fantazji. Otóż w postanowieniu znalazły się, oprócz trzech istotnie dokonanych w lesie jeziorkowskim egzekucji (co potwierdzają trzy istniejące tam groby), dodatkowo jeszcze cztery inne egzekucje masowe! Ponadto, mimo wyraźnego mojego wskazania na istnienie fałszywej, wytworzonej przez władze polityczne PRL listy rzekomych „ofiar Jeziorka“, wszyscy ci ludzie zostali uznani straconymi w Jeziorku i to w 1941 roku, mimo że bezspornie stwierdzono, iż pierwsza egzekucja w Jeziorku miała miejsce dopiero w roku 1942. Dodatkowo znalazłem w postanowieniu kilkadziesiąt nazwisk osób, które albo nigdy nie straciły życia w tym miejscu, albo były wykazywane kilkakrotnie (przykład: trzy razy powtórzone w różnych miejscach nazwisko pp. Hryniewieckich).

Ale nie to było najważniejsze. W „pouczeniu“ pana prokuratora przeczytałem: „Stronom procesowym przysługuje [...] złożenie zażalenia na powyższe postanowienie [...] Termin do wniesienia zażalenia wynosi 7 dni od daty doręczenia odpisu postanowienia i jest zawity [...] Zażalenie wniesione po upływie tego terminu jest bezskuteczne [...]“ Czyli, mówiąc językiem zrozumiałym dla zwykłego obywatela, jeśli w ciągu 7 dni nie zaskarżę postanowienia prokuratora IPN w Białymstoku do organu nadrzędnego, uprawomocni się ono i wszystkie, delikatnie mówiąc, nieścisłości staną się historyczną prawdą!

W tej sytuacji jako „strona“ złożyłem 24 X 2004 r. odpowiednie „zażalenie“ na postanowienie z dnia 18 października, podając w nim m.in., że czterech dodatkowo wymienionych egzekucji masowych w ogóle nie było oraz zwracając uwagę na mylne wymienienie kilkudziesięciu ofiar, które poniosły istotnie śmierć, ale nie w Jeziorku (Łomża, Pniewo i in.). Wszystko to udokumentowałem materiałami źródłowymi, które od 1995 roku były załącznikami do mojej, złożonej w IPN w Warszawie, pracy. Dokumenty te są wymienione także w załączonej do akt sprawy książce. Dlaczego prowadzący sprawę prokurator zlekceważył te fakty i dokumenty - nie wiem.

Na wynik mojej interwencji nie czekałem długo. Prokurator Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie, jako organ nadrzędny, wydał w dniu 25 listopada 2004 roku postanowienie uchylające umorzenie śledztwa wydane przez prokura IPN w Białymstoku i polecił jego kontynuowanie. W uzasadnieniu zgodził się ze wskazanymi przeze mnie nieprawidłowościami orzeczenia, a także polecił: „[...] ponownie dokonać szczegółowej analizy publikacji Jerzego Smurzyńskiego pt. Masowe zbrodnie hitlerowskie popełnione w latach 1939 i latach 1941-1945 na ziemi łomżyńskiej, a zwłaszcza podanych w niej źródeł. Uzasadnione będzie również uzupełniające przesłuchanie Jerzego Smurzyńskiego [...]“

Wykonując to polecenie, prowadzący śledztwo prokurator wznowił postępowanie pod sygn. akt S 92/04Zn. W jego toku spotkaliśmy się ponownie w Warszawie w dniu 22 czerwca 2005 roku. (Muszę tu zaznaczyć, że z uwagi na mój stan zdrowia pan prokurator był uprzejmy każdorazowo fatygować się osobiście do Warszawy, zamiast wzywać mnie do Białegostoku.) Tym razem nasza rozmowa była bardziej konkretna, ponieważ mieliśmy określone tematy. Pan prokurator wymieniał egzekucję, a ja przedstawiałem dokumenty dowodzące kłamstwa lub potwierdzające zbrodnię. Podobnie było z poszczególnymi ofiarami. Każdorazowo potwierdzaliśmy znanymi nam dokumentami wpisanie ofiary na listę odpowiedniej egzekucji lub jej wykreślenie. I tak po kilku godzinach rozstaliśmy się w przekonaniu, że jesteśmy zgodni we wszystkich punktach powstającej decyzji.

Przesłane mi w dniu 16 września 2005 roku postanowienie o umorzeniu śledztwa, podjęte 12 września 2005 roku, było - z jednym tylko wyjątkiem -  całkowicie zgodne z naszymi ustaleniami z dnia 22 czerwca 2005 roku. Wyjątkiem było umieszczenie na liście ofiar z 15 VII 1943 r. zdania: „Co najmniej dwóch członków rodziny Mogielnickich.“

Pamiętając liczne błędy popełnione przez pana prokuratora Tomasza Kamińskiego w jego pierwszym postanowieniu z 2004 roku, zdanie to uznałem za zwykłą pomyłkę lub przeoczenie. Jednak zgodnie z obowiązującymi przepisami, zamiast prośby o sprostowanie błędu, musiałem znowu przesłać w terminie odpowiednie zażalenie. Zażalenie to uzasadniłem trzema urzędowymi dokumentami (lista Delegata Rządu z 1943 roku, ankieta Sądu Grodzkiego w Łomży z 1945 roku i oficjalna lista Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie), z których żaden nie wspomina o rodzinie Mogielnickich.

W tej sytuacji ze zdziwieniem przyjąłem decyzję prokuratora Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z dnia 8 listopada 2005 roku, który, nie zgadzając się z moim zażaleniem, przesłał je, zgodnie z obowiązującą procedurą, do rozpatrzenia przez II Wydział Karny Sądu Okręgowego w Łomży.

Na posiedzenie sądu wyznaczone na 2 grudnia 2005 roku nie mogłem pojechać ze względu na pobyt w szpitalu. Wysłałem zatem odpowiednie pismo zawierające uzasadnienie mojego zażalenia (wymieniając w nim m.in. trzy wyżej wymienione dokumenty) oraz prośbę o sprostowanie daty egzekucji więźniów politycznych. Pan prokurator w swej decyzji podał błędną datę - 29/30 kwietnia 1943 r., zamiast podanej przez Delegata Rządu - 29/30 czerwca 1943 r.

Postanowienie Sądu Okręgowego II Wydziału Karnego w Łomży z dnia 2 grudnia 2005 r. (sygn. akt II Kp. 50/05) otrzymałem 7 grudnia 2005 roku. Korygując datę egzekucji więźniów politycznych, sąd przyznał rację prokuratorowi Kamińskiemu w sprawie rodziny Mogielnickich. W uzasadnieniu czytamy (cytuję dosłownie):

“[...] Prokurator wykonując czynności śledcze uzyskał informację, iż wśród ofiar mordu z dnia 15 lipca 1943 roku może być rodzina Mogielnickich. Poczynione ustalenie przez prokurator w konfrontacji z zażaleniem pokrzywdzonego i przedłożonymi na tę okoliczności dowodami przez niego musi się ostać, gdyż obecnie nie ma kategorycznych, jednoznacznych dowodów wykluczających, że w zbrodni tej nie zginęło co najmniej dwóch członków rodziny Mogielnickich [...]“

Szkoda tylko, że mimo moich próśb ani prokurator Kamiński z Białegostoku, ani sędzia sądu w Łomży nie zechcieli podać, jaka to informacja uzyskana w latach dwutysięcznych, o której nikt z zajmujących się Jeziorkiem przez prawie sześćdziesiąt lat nawet nie słyszał, była bardziej wiarygodna od urzędowych dokumentów, z których pierwszy powstał w kilka dni po egzekucji, a drugi po ekshumacji, kiedy jeszcze wszystkie fakty były świeżo w pamięci i żyli liczni świadkowie tych wydarzeń.

Ale decyzja sądu, tym bardziej, iż sąd poinformował mnie, że nie przysługuje mi od niej prawo odwołania, musiała zostać wykonana. W tej sytuacji w  dniu 7 grudnia 2005 roku dopisałem do listy ofiar z 15 lipca 1943 roku dwie NN osoby z rodziny Mogielnickich. „NN“ - ponieważ zarówno w postanowieniu pana prokuratora Kamińskiego z IPN w Białymstoku, jak też w postanowieniu Sądu Okręgowego w Łomży nie podano, kim byli ci Mogielniccy. Nie podano nawet ich imion. Mogli to być zarówno mężczyźni, jak i kobiety, dorośli lub dzieci. Być może, że istotnie przez sześćdziesiąt lat nie wiedzieliśmy, iż w mogile leżą jacyś Mogielniccy. Ale byłoby to z pewnością bardziej przekonywujące, gdyby pan prokurator był uprzejmy, jak robił to w innych przypadkach, podać podstawę swojej decyzji podjętej w tej sprawie (np. źródło i treść uzyskanej informacji).

I tak prawomocnym postanowieniem sądowym zakończyły się moje trwające ponad sześćdziesiąt lat starania o ustalenie prawdziwej historii jeziorkowskiego lasu. Pozostało jeszcze utrwalenie jej na leśnym cmentarzu. W związku z  tym powstała konieczność wykonania szeregu prac, które wymagały oprócz nakładów finansowych zaproponowania rozwiązań plastycznych i odpowiedniego nadzoru. Zwróciłem się zatem w dniu 21 września 2005 roku do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z prośbą o objęcie opieką Miejsca Pamięci Narodowej, jakim jest cmentarz w lesie w Jeziorku i spowodowanie wykonania odpowiednich prac.

Aby zapobiec ewentualnym pomyłkom (a takie, jak pisałem wyżej, miały miejsce przy różnych „renowacjach“), opierając się na ostatecznej decyzji IPN w Białymstoku i Sądu Okręgowego w Łomży, przygotowałem i przesłałem w grudniu 2005 roku do Urzędu Gminy w Piątnicy odpowiednie napisy przewidziane na tablice poszczególnych grobów, a także propozycję nowej tablicy informacyjnej.


Prośba o  objęcie cmentarza na leśnej polanie opieką i pomoc w jego renowacji spotkała się z bardzo przychylnym stanowiskiem pana ministra Andrzeja Przewoźnika, który przesłał ją wraz z pełną dokumentacją do dyrektora Wydziału Polityki Społecznej Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego. Pan minister w swoim piśmie z dnia 24 października 2005 roku zasugerował możliwość umieszczenia koniecznych prac na leśnej polanie w przygotowywanym na 2006 rok planie prac remontowych na grobach i cmentarzach wojennych zaproponowanych przez Podlaski Urząd Wojewódzki.

Tym razem rezultaty były spektakularne. Urząd Gminy w Piątnicy otrzymał fundusz w wysokości 20 000 złotych z przeznaczeniem na wykonanie niezbędnych robót na cmentarzu. Wójt gminy Piątnica pan Edward Łada z budżetu gminy przeznaczył na ten cel dodatkowo 4 000 złotych. Następnie dnia 25 września 2006 roku zawarł umowę z mieszczącą się w Piątnicy firmą „Kamieniarstwo Jan Wiśniewski“ na wykonanie remontu cmentarza - mogił ofiar terroru hitlerowskiego, usytuowanego w lesie na terenie gruntów wsi Jeziorko.

Wykonawca przyjął do zrealizowania następujący zakres prac (tym razem dokumentujący ostatecznie prawdę historyczną):
• usunięcie wszelkich dotychczasowych tablic i tabliczek informacyjnych,
• zmiana napisu na krzyżu grobu starców,
• zmiana świeckiego pomnika na grobie więźniów politycznych na krzyż taki sam, jakie są na pozostałych grobach, z odpowiednim napisem,
• zmiana napisu na grobie zakładników miasta Łomży,
• wykonanie i umocowanie nowych tablic nagrobnych na wszystkich trzech grobach, z naniesionymi poprawkami dotyczącymi liczby ofiar i ich nazwisk,
• wykonanie i umocowanie nowej tabliczki na gablocie z butami,
• konserwacja, renowacja i malowanie ogrodzeń grobów, ramy tablicy informacyjnej oraz gabloty z butami,
• wykonanie i ustawienie nowej tablicy informacyjnej przy wejściu na cmentarz,
• ustawienie przy szosie nowego drogowskazu,
• wysypanie żwirem ścieżek prowadzących do grobów.

Po podpisaniu umowy firma natychmiast przystąpiła do pracy, co pozwoliło na zorganizowanie w dniu 17 października 2006 roku w części odremontowanego już cmentarza uroczystej Mszy Świętej (o czym dalej), po której wójt gminy Piątnica, pan Edward Łada zapowiedział zakończenie prac do końca października.

Wszystkie zaplanowane prace, zgodnie z zapowiedzią pana wójta i dzięki jego ogromnemu osobistemu zaangażowaniu, zakończono 27 października 2006 roku. W ten sposób zakończyły się prawie sześćdziesięcioletnie starania o nadanie leśnemu cmentarzowi należnego, zgodnego z prawdą historyczną wyglądu, który ilustrują poniższe fotografie. – Finis coronat opus!

Gablota z butami ofiar egzekucji z 15 VII 1943 r. (po renowacji)

Obuwie wykopane z mogiły ofiar z 15 VII 1943 r.

Grób zakładników miasta Łomży – rok 1995

Ten sam grób w roku 2006

 
Tablica grobu ofiar z 15 lipca 1943 roku:
Ś. P.
  Barański Kazimierz
Borawski Józef
Borawska Maria
Borawska Róża – lat 2
Borawski Tadeusz
Chrzanowski Czesław
Chrzanowska Leokadia
Dynowska Janina
Figurski Piotr
Figurska Helena
Figurska Janina
Figurska Regina
Hojak Kazimierz
Hojak Irena
Hojak Wiesław – lat 4
Hryniewiecki Józef
Hryniewiecka Antonina
Komornicki Tadeusz Urban
Komornicka Irena
Komornicki Adam Józef – lat 9
Komornicka Anna Maria – lat 5
Komornicka Zofia Teresa – lat 2
Kordaszewski Józef
Kordaszewska Helena
Lubowicki Aleksander
Lubowicka Maria
Lubowicka Zofia
Próchnicki Jan
Próchnicka Natalia
Próchnicka Danuta
Próchnicka Janina
Próchnicka Mirosława
Próchnicki Cezary
Próchnicki Jerzy
Próchnicki Krzysztof
Próchnicki Tadeusz
Próchnicki Zbigniew
Sadkowski Piotr
Sadkowska Helena
Sadkowska Jadwiga – lat 7
Sadkowska Wanda – lat 4
Siwik Witold
Siwik Stanisława
Smurzyński Marian Antoni
Smurzyńska Antonina
Szulc Józef –  ksiądz katolicki
Tyszka Tadeusz
Tyszka Henryka Maria
Tyszka Jerzy Zbigniew – lat 9
Tyszka Andrzej Janusz – lat 6
  
Dwie NN osoby z rodziny Mogielnickich
Członkowie rodzin łomżyńskiej inteligencji
rozstrzelani w ramach egzekucji
przeprowadzanych jako odwet za akcje podziemia
na terenie Białostocczyzny
 

Grób więźniów politycznych – rok 1995

Ten sam grób w roku 2006

 
Tablica grobu więźniów politycznych:
Ś. P.
  Arkuszewska Maria
Bagiński Józef
Bielak Jerzy
Budziszewski Czesław
Czołomiej Antoni
Dmochowski Władysław
Godlewski Stanisław
Godlewski Władysław
Golalowski Jan
Golarski Antoni
Grosman Adolf
Gumiężny Jan
Heichenbach Antoni
Hykach Hieronim
Ignatowicz Józef
Ignatowicz Zofia
Kocorowski Piotr
Kozłowski Tomasz
Krawczyk Stanisław
Michalik Marcin
Modzelewska Stanisława
Mroczkowski Edward
Mystkowska Marcela
Najda Wincenty
Niedzielski Jan
Pacuszka Stanisław
Pieczyński Bolesław
Piszyńska Zofia
Plachciński Kazimierz
Plackowski Stefan
Plicki Józef
Plotczyk Wacław
Różański Władysław
Ritel Józef
Sowiński Edward
Staniaszek Józef
Steć Józef
Stękowski Jan
Stokowski Aleksander
Stokowski Teodor
Studzińska Zofia
Sutkowski Józef
Szarnacki Stanisław
Tomczuk Stanisław
Trąbka Ludwik
Trąbka Stefan
Trochimiak Józef
Uściński Józef
Walczuk Stanisław
Wiszniewska Ewa
Wiszniewska Helena
Wiszniewski Franciszek
Wiszniewski Józef
Wiszniewski Mieczysław
Wiszniewski Stanisław
Wojłkowski Antoni
Zakrzewski Kazimierz
Zakrzewski Stanisław
Zakrzewski Władysław
Zalewski Aleksander
Zaręba Jan
Zubert Piotr
  
Więźniowie polityczni z łomżyńskiego więzienia
 

Grób starców z Pieńk Borowych – rok 2006

 
Tablica grobu starców z Pieńk Borowych

Ś.P.
Aniołkowska
Bączkowski
Jankiewicz
Kamiński
Kuczyńska Zofia
Lipińska Zofia
Łapińska
Łopuszyńska
Mankiewicz
Mankiewiczowa
Matuszewski
Sadowski
Załęcka
oraz nie mniej niż 47 niezidentyfikowanych pensjonariuszy
z domu starców w Pieńkach Borowych
 


LEŚNA POLANA MIEJSCEM PAMIĘCI NARODOWEJ




Miejscem Pamięci Narodowej, w pełnym tego słowa znaczeniu, stała się polana w lesie jeziorkowskim po opublikowaniu i rozpropagowaniu książki Jerzego Smurzyńskiego Czarne lata na łomżyńskiej ziemi, a także po oficjalnym objęciu leśnego cmentarza opieką przez Szkołę Podstawową w Jeziorku i otoczeniu go prawdziwą troską przez Urząd Gminy w Piątnicy.
11 lipca 1999 roku (niedziela najbliższa dacie egzekucji - 15 lipca), staraniem pani Marii Szymańskiej, byłej nauczycielki historii w szkole w Jeziorku i ówczesnej radnej Rady Gminy w Piątnicy, została na terenie leśnego cmentarza zorganizowana oficjalna uroczystość rocznicowa i odprawiona Msza Święta. W uroczystości tej wzięły udział delegacje władz i organizacji społecznych, młodzież oraz okoliczni mieszkańcy. Tym samym wznowiono tradycyjne rocznicowe uroczystości na jeziorkowskim cmentarzu zainaugurowane w 1945 roku Mszą Świętą odprawioną przez biskupa Łukomskiego.

W następnych latach odprawiali Mszę Świętą w intencji ofiar dwaj kolejni proboszczowie parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Piątnicy (bracia Grajewscy), dziś już obydwaj świętej pamięci – ksiądz prałat Stefan, w 56 rocznicę zbrodni hitlerowskiej dokonanej na inteligencji łomżyńskiej oraz, w dniu 17 lipca 2005 roku, ksiądz kanonik Maciej. W tej uroczystości uczestniczyła delegacja Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej ze sztandarem.

W dniu 8 czerwca 2008 odbyła się uroczystość z okazji 65. rocznicy zbrodni dokonanej na leśnej polanie w Jeziorku. Organizatorzy: wójt gminy Piątnica, proboszcz parafii rzymskokatolickiej w Piątnicy, dyrektor Szkoły Podstawowej w Jeziorku oraz chór „Szkolne Słowiki“ z opiekunem Beatą Sejnowską - Runo zaprosili na nią gości w osobach: starosty łomżyńskiego p. Krzysztofa Kozickiego, prezesa Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej p. Zygmunta Zdanowicza, prezesa Akcji Katolickiej p. Bernarda Szymańskiego, kombatantów – p. Tadeusza Rydzewskiego i p. Jana Komorowskiego (pochodzących z Jeziorka), zesłańców na Sybir – p. Władysława Łukaszewicza i p. Ryszarda Pokropowicza.

Na polanie zgromadzili się licznie uczniowie i nauczyciele ze Szkoły Podstawowej w Jeziorku i  społeczność lokalna. Były także poczty sztandarowe -  Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej oraz OSP w Jeziorku.

„Ocalałeś nie po to, aby żyć. Masz mało czasu. Trzeba dać świadectwo“. Ten cytat z wiersza „Pan Cogito“ Zbigniewa Herberta był myślą przewodnią uroczystości, której najważniejszą częścią była uroczysta Msza Święta celebrowana przez proboszcza parafii Piątnica - ks. kanonika Szczepana Dobeckiego. Wspomnienie tragicznych wydarzeń z 1942 r. i 1943 r. wkomponowane zostało w montaż słowno – muzyczny Pamięć i Świadectwo w wykonaniu chóru „Szkolne Słowiki“. Apel Poległych poprowadzony został tradycyjnie już przez p. Sławomira Runo, po nim nastąpiło złożenie pamiątkowych wieńców, zapalenie zniczy przez starostę łomżyńskiego oraz uczniów Szkoły Podstawowej w Jeziorku. Tradycyjnie też, jak co roku, przedstawiciele szkoły w Jeziorku, w imieniu ostatniego żyjącego skazańca z dnia 15 lipca 1943 roku pana Jerzego Smurzyńskiego, złożyli wieniec i zapalili znicz na grobie jego rodziców.

Wspomnienia wojenne pana Tadeusza Rydzewskiego stanowiły ostatnią integralną część rocznicowych uroczystości. W ten sposób leśna polana stała się nie tylko cmentarzem, ale także miejscem przekazywania młodym pokoleniom szczytnych polskich tradycji patriotycznych. Na zdjęciu – weterani podczas obchodów 65 rocznicy zbrodni – Panowie: Rydzewski (1), Pokropowicz (6), Komorowski (7), Łukaszewicz (10)


Integruje też leśna polana wszystkich, którym leży na sercu troska o zachowanie pamięci o hitlerowskich zbrodniach i ich ofiarach. W przygotowaniu obchodów 65. rocznicy zbrodni aktywnie pomogli: kierownik Warsztatu Terapii Zajęciowej Stowarzyszenie „Rodzice Dzieciom Troski Specjalnej“ z siedzibą w Marianowie -  p. Zbigniew Biernacki, zapewniając doskonałe nagłośnienie i  dokumentację zdjęciową zamieszczoną w internecie oraz strażacy z OSP w Jeziorku – wcześniej porządkując teren cmentarza i zapewniając uczestnikom miejsca siedzące. Honorową straż przy grobach pełnili harcerze z 59. DH „Ptaki Ptakom“ z drużynowym Krzysztofem Pyczotem.

Organizatorzy z  zadowoleniem stwierdzili, że ich działalność przynosi spodziewane rezultaty. Coraz powszechniejsza jest wiedza młodzieży oraz mieszkańców tak Jeziorka, jak i okolicznych wsi o zbrodniach popełnionych w jeziorkowskim lesie, coraz więcej uczestników gromadzą rocznicowe uroczystości... W 2008 roku dopisała i pogoda, i frekwencja. A ta ostatnia z roku na rok przejawia tendencję wzrostową...

Ta nowa forma obchodzenia uroczystości rocznicowych na leśnym cmentarzu w Jeziorku została zapoczątkowana 17 października 2006 roku, kiedy to dla uczniów i nauczycieli Szkoły Podstawowej w Jeziorku rozpoczął się kolejny etap procesu ocalania od zapomnienia ofiar egzekucji na leśnej polanie.

W trakcie prowadzonych tam w owym czasie prac renowacyjnych, podczas zorganizowanych przez dyrektora, nauczycieli i uczniów Szkoły Podstawowej w Jeziorku przy wsparciu strażaków z OSP w Jeziorku uroczystości ku czci Polaków - mieszkańców ziemi łomżyńskiej zamordowanych w lesie jeziorkowskim w czasie II wojny światowej, kolejne pokolenia dzieci i młodzieży zostały włączone w dzieło pielęgnowania pamięci o tych, co umarli, by następni po nich żyć mogli w wolnej, niepodległej Polsce.

Na uroczystość złożyły się:

• Msza Święta odprawiona przez Jego Ekscelencję biskupa Tadeusza Zawistowskiego w intencji Polaków: ponad 60 seniorów z Domu Opieki w Pieńkach Borowych, 62 więźniów politycznych z łomżyńskiego więzienia i 52 członków rodzin inteligencji łomżyńskiej, tak zwanych zakładników miasta Łomży, rozstrzelanych przez hitlerowców na polanie lasu jeziorkowskiego w latach 1942-1943,

• Wspomnienie tragicznych wydarzeń z lipca 1942 roku, z nocy 29 na 30 czerwca oraz z 15 lipca 1943 roku w relacjach świadków tamtych czasów, na podstawie skryptu pt. Jeziorko - historia leśnej polany autorstwa p. Jerzego Smurzyńskiego (w role świadków wcielili się: dyrektor Szkoły Podstawowej w Jeziorku – p. Halina Chełstowska, nauczyciele – p. Zdzisław Dobrowolski i p. Beata Sejnowska - Runo oraz mieszkanka wsi Jeziorko - p. Bogusia Bajkiewicz),

• Apel Poległych (niezwykle wzruszający, z mocą poprowadzony przez mieszkańca wsi Jeziorko - p. Sławomira Runo oraz chór szkolny), złożenie pamiątkowych wieńców, zapalenie zniczy przez uczniów Szkoły Podstawowej w Jeziorku, a także przybyłe na uroczystość delegacje z innych szkół i placówek z ich dyrektorami i nauczycielami na czele, m.in. z: Marianowa, Olszyn, Piątnicy, Rakowa, Żelech, Kisielnicy, jak również przez przedstawicieli Warsztatu Terapii Zajęciowej Stowarzyszenie „Rodzice Dzieciom Troski Specjalnej“ z siedzibą w Marianowie,

• Montaż słowno-muzyczny „Zasłuchać się w grobów ciszę“... w wykonaniu chóru „Szkolne Słowiki“ ze Szkoły Podstawowej w Jeziorku.

Uroczystość trwała prawie trzy godziny. Zgromadziła wielu uczestników (ponad 200 osób), wśród których nie zabrakło wójta gminy Piątnica - p. Edwarda Łady oraz prezesa Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej – p. Zygmunta Zdanowicza.

Inspiracją do zaistnienia dzisiejszych uroczystości – mówił na początku Mszy Świętej ksiądz Kazimierz Ostrowski (ówczesny wikariusz parafii Piątnica) - był skrypt pana Jerzego Smurzyńskiego, ostatniego świadka tych tragicznych wydarzeń. Tu, na tej polanie zginęli jego rodzice. On ocalał. Może miało tak być, by mógł dać świadectwo prawdzie.

Jego Ekscelencja ksiądz biskup Tadeusz Zawistowski, zwracając się do licznie zgromadzonych dzieci i młodzieży, powiedział: Młode pokolenie powinno mieć świadomość historii własnego kraju. [...] Ludzi, którzy zgłębiają rzeczywistość, czyli to, co istnieje, nazywamy ludźmi inteligentnymi. Inteligencja to z języka łacińskiego: rozumienie rzeczy głębiej. Wyraźnie wyeksponował również fakt, że w tym miejscu tragedii łączą się dwa systemy: faszyzm i komunizm. [...] Zarówno faszyzm, jak i komunizm, zbudowane na kanwie ludzkich namiętności, zwalczały Boga. [...] Wiek XX zrodził się w nadziei i rozpoczął stosunkowo pomyślnie, a okazał się stuleciem gigantycznych morderstw. Walkę ras prowadził faszyzm, walkę klas komunizm. Szaleńcze systemy - faszyzm i komunizm - prowadziły ludzkość na szafot. Dziełem tych systemów jest mogiła, przy której stoimy. W rzeczywistości stanowią one jednego ducha i tę samą siłę ludobójczą. Zwrócił także uwagę na to, że ten leśny cmentarz, to miejsce męczeństwa naszych rodaków powinno być miejscem refleksji i zadumy dla każdego nad możliwościami człowieka, możliwościami ku dobru i ku złu, i jak mamy to zło ujarzmiać, aby nie krzywdzić siebie i innych... W homilii nazwał wszystkich zgromadzonych spadkobiercami okrutnego wieku XX oraz nawoływał: Młode pokolenie powinno wnikać w historię naszą [...]. Człowiek, który jest istotą rozumną, powinien znać losy swojego narodu, swojego państwa.

W trakcie uroczystości odtworzono fragment wywiadu z panem Smurzyńskim, przeprowadzonego w Warszawie w dniu 9 października 2006 roku. Prezentowane nagranie wyjaśniło sprawę okoliczności aresztowania jego rodziców oraz jego ocalenia.

W rolę świadków wydarzeń z 15 lipca 1943 roku wcielili się nauczyciele i mieszkańcy Jeziorka.

Po niezwykle wzruszającym momencie, którym był Apel Poległych, delegacje uczniów i nauczycieli z poszczególnych szkół i placówek złożyły wieńce i zapaliły znicze na grobach ofiar wojny. Brzmiał Polonez Ogińskiego.

Jako pierwsza wieniec składała delegacja szkoły w Jeziorku. Po niej złożyły wieniec i zapaliły znicze delegacje ze Szkoły Podstawowej w Rakowie Boginiach oraz Szkoły Podstawowej w Żelechach. W imieniu państwa Smurzyńskich znicz zapalił nauczyciel szkoły w Jeziorku – p. Zdzisław Dobrowolski.

Następne wieńce składali: Reprezentanci Szkoły Podstawowej w Olszynach, delegacja Publicznego Gimnazjum w Piątnicy im. Ofiar Katynia, członkowie Warsztatu Terapii Zajęciowej Stowarzyszenie „Rodzice Dzieciom Troski Specjalnej“, oraz delegacja uczniowska z Technikum Rolniczego w Marianowie.

Na zakończenie chór „Szkolne Słowiki“ zaprezentował montaż słowno – muzyczny pt. „Zasłuchać się w grobów ciszę...“ Obok wierszy utrzymanych w konwencji patriotycznej usłyszano skłaniające do refleksji nad życiem wiersze współczesnych poetów: Wisławy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta, nacechowane lękami współczesnego człowieka. W repertuarze pieśni znalazły się m.in.: „Ojczyzno ma“, „Warszawianka“, „Wojenko, wojenko“, „Hej, chłopcy, bagnet na broń“, „Rozkwitały pąki białych róż“, „Mury“ oraz „Tu wszędzie jest moja Ojczyzna“. (Autorem aranżacji większości pieśni jest p. Piotr Kaja.)

Jego Ekscelencja ks. biskup Tadeusz Zawistowski modlił się w ciszy nad grobem skazańców straconych 15 lipca 1943 roku. A jesienne słońce złociło pogrążone w zadumie drzewa, niemych świadków tragedii człowieczej, która dokonała się wprawdzie przed ponad sześćdziesięciu laty, ale która dziś tak samo boli, tak samo przeraża i tak samo przestrzega: Nigdy więcej wojny!

Ja zaś – pisze Beata Sejnowska–Runo – wciąż jeszcze słyszę słowa polskiego papieża Jana Pawła II z 1979 roku: „Proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością, abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili. Abyście nie podcinali sami korzeni, z których wyrastamy“, które po latach, w dniu 17 października 2006 r. ponownie zabrzmiały, tym razem na leśnej polanie wśród grobów...

Największa w historii tego miejsca uroczystość – poświęcenie odrestaurowanego zgodnie z prawdą historyczną cmentarza – została zorganizowana, staraniem Szkoły Podstawowej w Jeziorku, w dniu 14 czerwca 2007 roku.

Jednym z najważniejszych celów mojego życia było ustalenie prawdy o zbrodniach hitlerowskich popełnionych w lesie jeziorkowskim, a największym marzeniem – aby na tej leśnej polanie powstał prawdziwy cmentarz, godny ofiar, jakie tutaj spoczywają. Cel mojego życia osiągnąłem, a marzenie się spełniło. Jesteście Państwo dzisiaj tego świadkami... Tymi słowami rozpoczął swój list, skierowany do zebranych na uroczystości poświęcenia cmentarza na leśnej polanie, ostatni żyjący skazaniec z jeziorkowskiego lasu – Jerzy Smurzyński.

Jako szkoła w Jeziorku, organizatorzy tej podniosłej uroczystości, a jednocześnie spadkobiercy bolesnych wspomnień – jak w swoim słowie wstępnym mówiła pani dyrektor Halina Chełstowska – witamy zaproszonych na dzisiejszą uroczystość gości: naczelnika Wydziału Krajowego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z Warszawy - pana Jacka Dąbrowskiego, księdza prałata Ludwika Brzostowskiego - wikariusza biskupiego z Łomży, starostę łomżyńskiego - pana Krzysztofa Kozickiego, przedstawiciela Pierwszego Łomżyńskiego Batalionu Remontowego WP – pana majora Nawrockiego, wójta gminy Piątnica - pana Edwarda Ładę, prezesa Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Łomżyńskiej - pana Zygmunta Zdanowicza, dyrektora Zespołu Obsługi Szkół – panią Janinę Zarębę, uczniów, nauczycieli, jak też społeczność lokalną.

Stoją od lewej: mjr Nawrocki, prezes – pan Zygmunt Zdanowicz, starosta łomżyński  – pan Krzysztof Kozicki, przedstawiciele ROPWiM - pan Jacek Dąbrowski i pan Adam Siwek.

W uroczystości udział wzięła młodzież szkolna oraz społeczność lokalna. Uświetnili ją swoją obecnością także inni zaproszeni goście: zesłaniec na Sybir z okresu II wojny światowej – pan Władysław Łukaszewicz (jednocześnie uczestnik walk o Monte Cassino w legendarnej Armii generała Andersa), dyrektorzy okolicznych szkół, m.in. z Olszyn, Dobrzyjałowa, Żelech, delegacje ze szkół ziemi łomżyńskiej z dyrektorami i nauczycielami na czele, przedstawiciele Warsztatu Terapii Zajęciowej Stowarzyszenie „Rodzicie Dzieciom Troski Specjalnej“ z siedzibą w Marianowie.

Warty honorowe przy grobach zaciągnęli żołnierze z I Łomżyńskiego Batalionu Remontowego im. płk. Mariana Raganowicza oraz harcerki i harcerze z 59. DH „Ptaki Ptakom“ w Łomży.

Ksiądz Szczepan Dobecki, proboszcz parafii w Piątnicy, odwołując się do czasów ostatniej wojny, powiedział na początku Mszy Świętej: Homo homini lupus est (Człowiek człowiekowi wilkiem). Wyraził też swoją radość z faktu, że o tych trudnych czasach wojennych możemy nareszcie mówić prawdę i możemy ją przekazywać młodemu pokoleniu, by wzrastało w prawdzie i kształtowało prawe postawy w przyszłości.

Mszę Św. celebrował i homilię wygłosił ksiądz prałat Ludwik Brzostowski

Czytania i śpiewy liturgiczne przygotował chór „Szkolne Słowiki“ ze szkoły w Jeziorku.

Nikt nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie. I w życiu, i w śmierci należymy do Boga. Tym ewangelicznym przekazem ksiądz prałat Ludwik Brzostowski, wikariusz biskupi, rozpoczął piękną w swej treści i wymowie homilię. Nawiązał do ofiary biskupa Michała Kozala oraz męczeńskiej śmierci 108 polskich męczenników niemieckich obozów koncentracyjnych, których Kościół polski czci w dniu 14 czerwca. Przypisał honorowy patronat nad uroczystością poświęcenia cmentarza na leśnej polanie w Jeziorku rodakowi piątnickiej parafii – księdzu -  błogosławionemu Adamowi Bargielskiemu. Mówił: Chcemy na tym cmentarzu, nad mogiłami naszych męczenników uczyć się, jak naprawdę pięknie żyć [...], by to światło polskiego patriotyzmu i polskiej wiary ciągle płonęło. Przypomniał, że źródłem zła jest nienawiść człowieka do drugiego człowieka. Nienawiść niosąca śmierć i zniszczenie. Jednak, jak podkreślił, nie była to śmierć bezowocna. Była to śmierć w imię Bożych ideałów, które mogą być doświadczone przez nienawiść i ziemską przemoc, ale nigdy nie przegrają. Tego, co Bóg umieścił w ludzkim sercu, żadna szatańska siła nie wyrwie, bo człowiek chce być dobrym, chce być mądrym, chce być pięknym. Odwołał się także do autorytetu Ojca Świętego Jana Pawła II, który nawoływał z okazji Wielkiego Jubileuszu, abyśmy ofiar nazizmu niemieckiego i komunizmu radzieckiego nigdy nie zapominali. Bo one właśnie swoim męczeństwem, podobnie jak pierwsi chrześcijanie, umacniają naszą wiarę. Nie możemy się naszej polskiej historii wstydzić, musimy być z niej dumni, musimy się jej uczyć... Kończąc, zauważył, że między żyjącymi na ziemi a świętymi męczennikami w niebie istnieje wzajemna wymiana. Oni wstawiają się za nami u Boga i uczą nas radości życia, zaś my od nich czerpiemy moc do lepszego życia, życia w duchu wartości zadanych pokoleniu Jana Pawła II.

Po zakończonej mszy św. ks. prałat Ludwik Brzostowski poświęcił odremontowane groby.

Wspomnienia wydarzeń z 1943 r. w relacjach świadków tamtych czasów przedstawili zebranym nauczyciele szkoły w Jeziorku.

Pan Sławomir Runo poprowadził Apel Poległych i odczytał list przesłany przez Jerzego Smurzyńskiego.

Jerzy Smurzyński we wspomnianym wyżej liście napisanym na tę uroczystość wyraził wdzięczność wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób partycypowali w dziele troski i opieki nad leśnym cmentarzem w Jeziorku. Słowa wdzięczności zostały sformułowane pod adresem pana Jacka Dąbrowskiego - naczelnika Wydziału Krajowego Rady Ochrony Walk i Męczeństwa (a za jego pośrednictwem - dla pana ministra Andrzeja Przewoźnika), pana Edwarda Łady – wójta gminy Piątnica, księdza prałata Ludwika Brzostowskiego oraz księży parafii Piątnica - księdza proboszcza Szczepana Dobeckiego i księdza Kazimierza Ostrowskiego, pana Krzysztofa Kozickiego – starosty łomżyńskiego, strażaków OSP w Jeziorku, ale przede wszystkim do uczniów, nauczycieli i pracowników Szkoły Podstawowej w Jeziorku.
Wiązankę od Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa złożyli panowie: Jacek Dąbrowski i Adam Siwek. Po nich, jako pierwsza, kwiaty składała delegacja uczniów Szkoły Podstawowej w Jeziorku. Kolejne wiązanki składają delegacje szkół uczestniczących w tej uroczystości. Na zakończenie, w części artystycznej, montaż słowno–muzyczny, zatytułowany „Trzeba dać świadectwo“ wykonał chór "Szkolne Słowiki" pod dyrekcją Beaty Sejnowskiej–Runo ze Szkoły Podstawowej w Jeziorku.

„Nikt nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie“. Te słowa z homilii księdza prałata przywołał w swoim przemówieniu naczelnik Wydziału Krajowego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, pan Jacek Dąbrowski. Ci ludzie, którzy są pochowani na tej polanie, żyli dla swoich rodzin, dla swojego miasta, a przede wszystkim dla swojej Ojczyzny i dla niej poświęcili życie. Nie pozostawiono im wyboru. Zostali skazani na śmierć za to, że byli Polakami. Ale nawet gdyby pozostawiono im wybór – ich wybór z pewnością byłby jeden – poświęcić życie. Bo słowom Bóg, Honor i Ojczyzna byli wierni!

Pan naczelnik uhonorował Szkołę Podstawową w Jeziorku, (medal dla szkoły odebrała delegacja uczniów), jej dyrektorkę – panią Halinę Chełstowską i nauczycielkę – panią Beatę Sejnowską – Runo Złotymi Medalami Opiekuna Miejsca Pamięci Narodowej przyznanymi im przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa za ogromny wkład pracy w utrwalanie historii leśnej polany i troskliwą nad nią opiekę. Dyplom podpisał 12 lutego 2007 r. Przewodniczący Rady, prof. Władysław Bartoszewski.

Wójt gminy Piątnica, pan Edward Łada zaznaczył, iż cmentarz ten już od wielu lat był przedmiotem jego troski i starania. Dlatego tak cieszy się z prac, które udało mu się pomyślnie sfinalizować jesienią 2006 roku.

Starosta łomżyński pan Krzysztof Kozicki w swoim przemówieniu kończącym uroczystość powiedział: Naród to łańcuch pokoleń. Wszyscyśmy winni czerpać dumę i wzorce zarówno z męstwa naszych przodków, jak też z mądrości przebaczania. Musimy także wziąć pełną odpowiedzialność za dzień dzisiejszy, bowiem każde wczoraj staje się historią, a każde dzisiaj będzie historią.

Na zakończenie pani dyrektor Halina Chełstowska podziękowała wszystkim obecnym za udział w tej podniosłej uroczystości. Korzystając z okazji, wręczyła też pisemne podziękowania tym, którzy przyczynili się do nadania leśnej polanie jej obecnego wyglądu, pomagali przez lata w organizacji okolicznościowych uroczystości czy też sponsorowali wydanie drukiem materiałów informacyjnych.

Pisemne podziękowania odbierają: księża z parafii w Piątnicy, harcerze, strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Jeziorkusponsorzy indywidualni.

Na pożegnanie zaproszeni goście i liczni uczestnicy otrzymali wydane na tę uroczystość książki: – Jerzego Smurzyńskiego – Jeziorko – historia leśnej polany, wydaną przez Starostwo Powiatowe w Łomży, – Beaty Sejnowskiej – Runo – Jeziorko – cmentarz na leśnej polanie, wydaną przez Urząd Gminy w Piątnicy.


SZKOŁA PODSTAWOWA W JEZIORKU – OPIEKUNEM MIEJSCA PAMIĘCI NARODOWEJ



O Polsce pisało wielu...Tliła się ta polskość na dnie ich duszy lub wybuchała płomieniem gwałtownym, zależnie od czasów, w których przyszło im żyć, uwarunkowań społeczno - kulturalnych, gospodarczo - politycznych lub przyczyn innego rodzaju... Jednak zawsze myśl o Ojczyźnie poruszała w człowieku inteligentnym całe pokłady patriotycznych uczuć, które niejednokrotnie, w obliczu wyższej potrzeby lub konieczności, stawały się siłą sprawczą do składania Ojczyźnie najwyższej ofiary - ofiary z własnego życia. Czyniono to z miłości do kraju, w imię ideałów wolności i niepodległości. A dziś...

Dziś – jak pisze Beata Sejnowska - Runo – niezwykle ważne, właśnie dla potrzeby zachowania naszej narodowej tożsamości, wydają się być słowa poety: „To, co przeżyło jedno pokolenie, drugie przerabia w sercu i pamięci...“ A kiedy odnieść je do ofiary, którą złożyli Polacy na ołtarzu narodowej sprawy, nabierają dodatkowych, bardzo specyficznych znaczeń. Poruszają najświętszą nutę, która - wierzę głęboko - w sercu każdego Polaka brzmieć musi, jako że tradycje narodowowyzwoleńcze - ta spuścizna po przodkach - w nas jeszcze drzemią, może tylko przysypane nieco popiołem marności dnia powszedniego.

Takim widocznym przejawem podtrzymywania Ducha w narodzie jest ustawiczna troska o polskie cmentarze, zwłaszcza te leśne, samotne, tragiczne, opuszczone, często zapomniane przez współczesnych. Cmentarze – symbole wiecznego spoczynku doczesnych szczątków tych, którzy życie poświęcili w imię wolności Ojczyzny, umierali dla niej i dla potomnych, by ci mogli korzystać z daru tejże wolności.

Jakościowo nowa forma podtrzymywania pamięci o ofiarach masowych zbrodni w lesie jeziorkowskim, a jednocześnie rozbudzania patriotyzmu wśród najmłodszego pokolenia Polaków, narodziła się w listopadzie roku 2002, kiedy to przy współpracy pań: Beaty Brzostowskiej i Aldony Karwowskiej (nauczycielek z Zespołu Szkolno – Przedszkolnego w Piątnicy) zaczęłam organizować coroczne jesienne spotkania z sześciolatkami prowadzone w duchu integracji międzyszkolnej.


Stałe elementy tych spotkań to wspólny wyjazd na groby w lesie w Jeziorku, zapalenie zniczy ku czci zmarłych, modlitwa słowami wiersza i pieśni. Spotkania te stały się już tradycją. Tak więc co roku nowa grupa dzieci jest włączana w dzieło wiecznej pamięci, zwłaszcza że informuję je o tym, iż na tej polanie poniosły śmierć również dzieci, niejednokrotnie nawet młodsze od nich samych. Wierzę, że dziecięca wrażliwość pomoże im zapamiętać ten dzień i wymowę wydarzeń dziejowych, a w ich pamięci na zawsze pozostanie świadomość odpowiedzialności, którą kładą na nich słowa: „Dziś płomień wiecznej pamięci przekazujemy wam, kochane dzieci. Odtąd wy również macie obowiązek czcić pamięć tych, którzy umarli, abyście wy dzisiaj mogły szczęśliwie żyć w czasach pokoju, cieszyć się obecnością rodziców, bawić z przyjaciółmi, smakować życie na milion różnych sposobów...“

Kiedy o tej inicjatywie poinformowałam pana Smurzyńskiego, ten w liście do mnie napisał niezwykle ważne słowa, które głęboko zapadły w moją pamięć: „Myli się ten, kto uważa, iż szkoła będzie taką, jaką określą ją ustawy, zarządzenia Kuratorium czy Ministerstwa. Nie - szkoła zawsze jest taką, jaką tworzą ją nauczyciele. I dlatego mogę tylko podziękować za to, co Pani robi dla naszego Kraju. Bo kraj to nie PRL, III czy IV Rzeczpospolita - to świadomi i wartościowi obywatele, a kształtowanie ich postaw i wiedzy zaczyna się właśnie od tych najmłodszych! I zapalenie znicza w Jeziorku czy na Wojskowych Powązkach, dokonane w odpowiedniej atmosferze, to nie czynność porządkowa, to kształtowanie w dzieciach ich postawy moralnej i patriotycznej.“

Jesienią 2007 roku ówczesna polonistka szkoły w Dobrzyjałowie – p. Monika Wolanin (szkoła ta, jak pisaliśmy wyżej, kultywuje od kilkunastu już lat pamięć o ofiarach zbrodni hitlerowskich z 1943 roku), poprosiła Beatę Sejnowską - Runo, pełniącą niejako funkcję społecznego kustosza tego miejsca pamięci, aby podczas tradycyjnej bytności dzieci na cmentarzu opowiedziała im historię grobów jeziorkowskich.

Spotkanie z uczniami klas V i VI na leśnej polanie odbyło się 25 września 2007 roku. Uczniowie w skupieniu i z ogromną uwagą słuchali opowieści. Bo mogiły i nagrobne napisy lepiej przemawiają do wyobraźni uczniów niż najmądrzejsze słowa wypowiadane w szkolnej sali. A szum starych drzew, świadków tamtych tragedii i atmosfera tej leśnej polany pozostawiają na zawsze niezatarte wrażenia w pamięci młodych słuchaczy. Spotkanie zakończyło się jak zawsze sprzątaniem terenu cmentarza, zapaleniem zniczy i wspólną modlitwą w intencji spoczywających tu ofiar.

W ten sposób cmentarz stał się nieoczekiwanie miejscem szczególnym – zaczął pełnić nową rolę –  „leśnej sali lekcyjnej“. Każdego roku, na jesieni, odbywają się na nim lekcje historii. Bo „leśna lekcja“ dla dzieci z Dobrzyjałowa była pierwszą, która zapoczątkowała tę nową formę popularyzowania przez społecznego kustosza historii grobów jeziorkowskich, a tym samym rozbudzania patriotyzmu wśród młodzieży okolicznych szkół.

Nie ulega wątpliwości, że opieka nad grobami jeziorkowskimi to święty obowiązek i swoisty zaszczyt gospodarzy tej ziemi. Szkoła w Jeziorku odpowiedzialnie wywiązuje się z tego obowiązku. Oprócz tego, że prowadzona jest działalność wychowawcza dla dzieci i młodzieży z okolicznych szkół, co roku najstarsza klasa wraz z opiekunem robi porządki na leśnym cmentarzu, zwłaszcza w październiku i kwietniu. Przez wiele lat rolę opiekuna pełnił nauczyciel miejscowej szkoły - pan Zdzisław Dobrowolski. Z okazji kolejnych rocznic i świąt (15 lipca, Dzień Wszystkich Świętych itp.) dzieci z jeziorkowskiej szkoły składają na grobach kwiaty i palą znicze.

Oprócz uroczystych obchodów na leśnej polanie – pisze w swoim liście z dnia 14 czerwca 2007 r. Jerzy Smurzyński – jest także konieczność szarej, codziennej pracy – troski o to szczególne miejsce. O ten leśny cmentarz. I taką troską miejsce wiecznego spoczynku poległych tu Polaków otoczone jest od 1945 roku aż po dzień dzisiejszy przez szkołę w Jeziorku i kolejne pokolenia jej uczniów. To oni pod kierownictwem swoich wychowawców dbają o wygląd grobów, czystość całego terenu, z okazji różnych rocznic palą znicze i składają kwiaty. To oni swoim śpiewem i deklamacjami nadają odpowiednią oprawę kolejnym uroczystościom. To oni są prawdziwymi Opiekunami Miejsca Pamięci Narodowej, jakim jest cmentarz na leśnej polanie. I to właśnie do nauczycieli i ich wychowanków ze Szkoły Podstawowej w Jeziorku kieruję moje kolejne podziękowania.

Ale równie serdeczne i niezwykle dla szkoły cenne podziękowanie przekazała Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, odznaczając ją, jak podano to wyżej, swoim najwyższym odznaczeniem – Złotym Medalem Opiekuna Miejsca Pamięci Narodowej. Jest to niezwykle ważne dla szkoły wyróżnienie - wyraz uznania dla jej wysiłków na rzecz zachowania w godnym stanie leśnej polany. Ale jest to także zobowiązanie dla aktualnych, a także następnych pokoleń – zobowiązanie do stałego wywiązywania się z obowiązków, jakie na szkołę nałożyła historia.


ZWIEDZAMY CMENTARZ NA LEŚNEJ POLANIE







ZAKOŃCZENIE



Hitler w przemówieniu do oficerów Wehrmachtu wygłoszonym dnia 22 VIII 1939 r. powiedział: Naszą siłą jest nasza szybkość i nasza brutalność. [...] Celem wojny jest fizyczne zniszczenie przeciwnika. W tym celu przygotowałem na wschodzie moje oddziały Totenkopf, rozkazując im zabijać bez miłosierdzia i bez litości mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy. Jak pokazał czas, w okrucieństwie i liczbie ofiar prześcignął go wówczas tylko Stalin.

Historia pokazuje, że to, co miało być siłą okupantów, paradoksalnie może stać się siłą polskiego narodu ukrzyżowanego w czasach wojennych bólem i męką, ale tylko wtedy, jeśli za wszelką cenę ocalimy pamięć o ofiarach i przekażemy rzetelną wiedzę na ich temat następnym pokoleniom.

Niniejsza publikacja stanowi, w moim przekonaniu, ważne ogniwo w procesie przekazywania przyszłym pokoleniom tradycji pielęgnowania pamięci o ofiarach cywilnych ostatniej wojny światowej, ofiarach nam najbliższych, bo zrodzonych na umiłowanej ziemi łomżyńskiej, która dla wielu, w tym także dla mnie, jest tą małą Ojczyzną.

Osobiście zaangażowałam się w to dzieło i przy wsparciu życzliwych mi osób uczyniłam z tego priorytet wychowawczy naszej szkoły, z którego współczesne mi i, mam nadzieję, przyszłe pokolenia będą czerpać moc do lepszego życia, życia w duchu wartości... Szczególne podziękowania kieruję pod adresem pana Jerzego Smurzyńskiego, który był mi najbliższym współpracownikiem, życzliwym doradcą, niekwestionowanym autorytetem oraz konsultantem mojej pierwszej książki Jeziorko – cmentarz na leśnej polanie, której pomysł powstał w czasie mojej z nim rozmowy.

Uważam, że wiedza na temat cmentarzy, zwłaszcza tych wojennych, powinna być stałym elementem edukacji dzieci i młodzieży, gdyż nikt i nic nie potrafi tak przemówić do młodych, jak świadectwo godnego życia i śmierci ludzi, którzy dla Ojczyzny, z jej imieniem na ustach żyli i umierali.

Wszyscy potrzebujemy autorytetów, one przykładem swego życia budują nasze poczucie bezpieczeństwa. My, ludzie XXI wieku potrzebujemy ich jeszcze bardziej, gdyż tak mało ich we wzorcach osobowych współcześnie żyjących nam ludzi. Takim niekwestionowanym autorytetem wszechczasów jest z pewnością nasz wielki rodak - Jan Paweł II. My, pokolenie JP II jeszcze wiemy, czym jest miłość, braterstwo, służba Bogu, Ojczyźnie, drugiemu człowiekowi... Wiemy to dzięki świadectwu życia i umierania tego największego spośród Polaków. Ale starając się patrzeć perspektywicznie i próbując wniknąć niejako w głąb przyszłych dziejów, obawiam się o los swoich dzieci i wielu innych. Jakimi będą ludźmi? Jakim wartościom będą hołdować? Czy obronią w sobie ten pierwiastek człowieczeństwa, który pomnażać będzie dobro w świecie, a jednocześnie zahamuje wreszcie eskalację zła?

Parafrazując słowa wspaniałego Polaka, publicysty i pisarza Ryszarda Kapuścińskiego – człowiek z natury jest wprawdzie dobry, ale jakość jego życia i zgodność z zasadami etyki zależy od tzw. kontekstów. Czy człowiek nauczony doświadczeniem przodków potrafi w przyszłości uniknąć starych wzorców, niebezpiecznych kontekstów? Na to pytanie każdy z nas winien odpowiedzieć sam. Dopiero suma indywidualnych odpowiedzi może stać się wypadkową przyszłych dziejów. Jakich dziejów? Oby bez kolejnej wojny!

Reasumując, pragnę podkreślić z całą mocą: my – nauczyciele, my – rodzice, my - mieszkańcy Jeziorka i okolic, my - łomżyniacy, my - Polacy, wszyscy razem i każdy z osobna wyrabiajmy postawę szacunku dla cmentarzy, w których zaklęte są bolesne, ale i chlubne losy naszego kraju, odwiedzajmy je, palmy znicze, składajmy kwiaty, mówmy o nich, zwłaszcza dzieciom i młodzieży. To nasz zbiorowy obowiązek wobec naszej Ojczyzny, wobec naszych przodków i przyszłych pokoleń, wreszcie – wobec nas samych. Dla wielu niech to będzie „duchowe Westerplatte“, o którym 12 czerwca 1987 roku w Gdańsku mówił Ojciec Święty Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić, nie można zdezerterować. Wreszcie jakiś porządek praw i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, utrzymać i obronić w sobie i wokół siebie, obronić dla siebie i dla innych.

Beata Sejnowska – Runo




Bibliografia



• Davies N., Powstanie Warszawskie '44, przeł. E. Tabakowska, wyd. Znak, Kraków 2004.
• Smurzyński J., Czarne lata na łomżyńskiej ziemi, wyd. TPZŁ, Warszawa - Łomża 1997.
• Sejnowska - Runo B., Jeziorko. Cmentarz na leśnej polanie, wyd. Urząd Gminy Piątnica, Łomża - Jeziorko 2007.
• Smurzyński J., Jeziorko. Historia leśnej polany, wyd. Starostwo Powiatowe w Łomży, Łomża - Warszawa 2007.
• Smurzyński J., Leśne cmentarze: 60 lat pamięci i... zapomnienia, „Wiadomości Łomżyńskie“ 2005, nr 3, s. 20.
• List J. Smurzyńskiego z dnia 30 czerwca 2006 roku - w posiadaniu B. Sejnowskiej - Runo.
• Jeziorko pamięta, „Głos Katolicki“ 2006, nr 39(222), s. 14.
• List J. Smurzyńskiego z dnia 13 listopada 2006 roku - w posiadaniu B. Sejnowskiej - Runo.
• Scenariusz spotkania integracyjnego sześciolatków ze Szkoły Podstawowej w Jeziorku z sześciolatkami z Zespołu Szkolno - Przedszkolnego w Piątnicy - w posiadaniu B. Sejnowskiej - Runo.
• Sejnowska - Runo B., Zasłuchać się w grobów ciszę, „Nasze Sprawy“ 2006, nr 27, s.2.
• Smurzyński J., Wspomnienia chemika i nie tylko, [w:] Losy chemików - Wspomnienia studentów Uniwersytetu Warszawskiego, rocznik 1949, Warszawa 2008.
• Umowa nr GPT.222-35/06 z dnia 25 września 2006 r. zawarta między wójtem gminy Piątnica a firmą „Kamieniarstwo Jan Wiśniewski“, kopia w posiadaniu B. Sejnowskiej - Runo.



Fotografie


1. Tadeusz Borawski - ze zbiorów Zofii Matejkowskiej
2. Róża Borawska - ze zbiorów Zofii Matejkowskiej
3. Józef, Marianna i Róża Borawscy - ze zbiorów Zofii Matejkowskiej
4. Janina Figurska - ze zbiorów Heleny Połończyk
5. Kazimierz Hojak - z Archiwum GKBZpNP
6. Irena Hojak - z Archiwum GKZBpNP
7. Wiesio Hojak - z Archiwum GKBZpNP
8. Helena i Józef Kordaszewscy - z Archiwum GKBZpNP
9. Antonina Smurzyńska z synem - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
10. Marian Smurzyński, rok 1937 - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
11. Antonina Smurzyńska - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
12. Marian Smurzyński - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
13. Ks. Józef Szulc z Józefem i Marianną Borawskimi - ze zbiorów Zofii Matejkowskiej
14. Msza Św. polowa 15 VII 1945 r. - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
15. Biskup Stanisław Kostka Łukomski - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
16. Kompania honorowa WP 15 VII 1945 r. - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
17. Składanie wieńców 15 VII 1945 r. - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
18. Pierwsza tablica nagrobna zakładników m. Łomży - ze zbiorów Aleksandra Omiljanowicza
19. Lata 60-te, krzyż ołtarza polowego - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
20. Lata 60-te, grób starców z Pieńk Borowych - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
21. Podstawa obelisku grobu więźniów politycznych - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
22. Pierwsza fałszywa tablica więźniów politycznych - ze zbiorów Aleksandra Omiljanowicza
23. Lata 60-te, grób ofiar z 15 VII 1943 r. - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
24. Ogólny widok grobu ofiar z 15 lipca 1943 r. - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
25. Grób więźniów politycznych, widok ogólny - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
26. Gablota z obuwiem, fot. z 1970 r. - z Archiwum GKBZpNP
27. Krzyż na grobie ofiar z 15 VII 1943 r. - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
28. Krzyż na grobie starców - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
29. Drugi w historii krzyż ołtarza polowego - fot. Paweł Smurzyński
30. Tablica informacyjna po „renowacji“ w 1993 r. - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
31. Nowy eksponat - sabot - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
32. Wójt gminy Piątnica Edward Łada - fot. Adam Sejnowski
33. Gablota z butami ofiar z 15 VII 1943 r. - fot. Adam Sejnowski
34. Obuwie wykopane z mogiły ofiar z 15 VII 1943 r. - fot. Paweł Smurzyński
35. Grób zakładników m. Łomży, rok 1995 - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
36. Ten sam grób, rok 2006 - fot. Sławomir Runo
37. Grób więźniów politycznych, rok 1995 - ze zbiorów Jerzego Smurzyńskiego
38. Ten sam grób, rok 2006 - fot. Sławomir Runo
39. Grób starców z Pieńk Borowych, rok 2006 - fot. Sławomir Runo
40. Msza Św. polowa w 56. rocznicę zbrodni - ze zbiorów ZG TPZŁ
41. Msza Św. polowa 17 lipca 2005 r. - ze zbiorów ZG TPZŁ
42. Delegacja TPZŁ na uroczystości 17 lipca 2005 r. - ze zbiorów ZG TPZŁ
43. 65. rocznica zbrodni - Mszę Św. celebruje ks. Szczepan Dobecki - fot. Małgorzata Kozicka
44. 65. rocznica zbrodni - składanie wieńców - fot. Zbigniew Biernacki
45. 65. rocznica zbrodni - weterani - fot. Zbigniew Biernacki
46. Dziatwa szkolna i mieszkańcy okolicznych wsi - fot. Małgorzata Kozicka
47. Mszę Św. koncelebruje ks. Kazimierz Ostrowski - fot. Adam Sejnowski
48. Jego Ekscelencja ks. biskup Tadeusz Zawistowski - fot. Adam Sejnowski
49-50. W role świadków wydarzeń z 15 lipca 1943 r. wcielili się nauczyciele i mieszkańcy Jeziorka - fot. Adam Sejnowski
51. Wieniec składa delegacja szkoły w Jeziorku - fot. Adam Sejnowski
52. Wieńce składają delegacje szkół - fot. Adam Sejnowski
53. Reprezentanci Szkoły Podstawowej w Olszynach. - fot. Adam Sejnowski
54. Reprezentacja Publicznego Gimnazjum w Piątnicy - fot. Adam Sejnowski
55. Delegacja uczniowska z Technikum Rolniczego w Marianowie - fot. Adam Sejnowski
56. „Szkolne Słowiki“ - fot. Adam Sejnowski
57. Ks. biskup Tadeusz Zawistowski - fot. Adam Sejnowski
58. Dyrektor Szkoły Podstawowej w Jeziorku - fot. Małgorzata Kozicka
59. Mjr Nawrocki, Zygmunt Zdanowicz, Krzysztof Kozicki, Jacek Dąbrowski, Adam Siwek - fot. Małgorzata Kozicka
60. Młodzież szkolna - fot. Małgorzata Kozicka
61. Społeczność lokalna - fot. Małgorzata Kozicka
62-63. Warty honorowe przy grobach - fot. Małgorzata Kozicka
64-65. Mszę Św. celebrował ks. Ludwik Brzostowski - fot. Małgorzata Kozicka
66-67. Czytania i śpiewy liturgiczne - „Szkolne Słowiki“ - fot. Małgorzata Kozicka
68-69. Groby poświęcił ks. Ludwik Brzostowski - fot. Małgorzata Kozicka
70-71. Wspomnienia wydarzeń z 1943 r. przedstawili nauczyciele szkoły w Jeziorku - fot. Małgorzata Kozicka
72. Apel poległych poprowadził Sławomir Runo - fot. Małgorzata Kozicka
73. Wiązankę składają p. Jacek Dąbrowski i p. Adam Siwek - fot. Małgorzata Kozicka
74. Kwiaty składa delegacja uczniów szkoły w Jeziorku - fot. Małgorzata Kozicka
75. Wiązanki składają delegacje szkół - fot. Małgorzata Kozicka
76-77. Montaż słowno - muzyczny w wykonaniu „Szkolnych Słowików“ - fot. Małgorzata Kozicka
78. Medal otrzymuje pani mgr Halina Chełstowska - fot. Małgorzata Kozicka
79. Dekoracja p. Beaty Sejnowskiej - Runo - fot. Małgorzata Kozicka
80. Dyplom ROPWiM - fot. Sławomir Runo
81. Złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej - fot. Sławomir Runo
82. Wójt gminy Piątnica - fot. Małgorzata Kozicka
83. Starosta łomżyński - fot. Małgorzata Kozicka
84-85-86. Wręczanie podziękowań - fot. Małgorzata Kozicka
87. Jesienne spotkanie sześciolatków - fot. Aldona Karwowska
88. Rok 2006. Reprezentacja dzieci ze szkół w Jeziorku i Piątnicy - fot. Beata Brzostowska
89. Sześciolatki z Zespołu Szkolno - Przedszkolnego w Piątnicy - fot. Beata Sejnowska - Runo
90. Rok 2006. Dzieci palą znicze - fot. Beata Sejnowska - Runo
91-92. Beata Sejnowska - Runo prowadzi lekcję historii - fot. Monika Wolanin
93. Sprzątanie leśnego cmentarza - fot. Beata Sejnowska - Runo
94-95. Cmentarz jeziorkowski w zimowej szacie - fot. Sławomir Runo
96. Tablica z oznaczonym Miejscem Pamięci Narodowej - fot. Beata Sejnowska - Runo
97. Aleja prowadząca w stronę światła - fot. Beata Sejnowska - Runo
98-99. Gablota z butami z grobu ofiar z 15 VII 1943 r. - fot. Paweł Smurzyński
100-101. Tablica informacyjna i krzyż ołtarza polowego - fot. Beata Sejnowska - Runo
102. Grób zakładników miasta Łomży - fot. Sławomir Runo
103. Grób więźniów politycznych - fot. Beata Sejnowska - Runo
104. Widok grobu starców - fot. Beata Sejnowska - Runo
105. Utwardzone alejki - fot. Beata Sejnowska - Runo
106. Grób zakładników miasta Łomży w słońcu - fot. Beata Sejnowska - Runo
107. Widok na aleję wyjazdową - fot. Beata Sejnowska - Runo



Strona powstała we współpracy z firmą C a n o n i a